Od początku drugiej połowy prym na boisku wiodła Korona, co przyniosło efekt bramkowy już w 51. minucie gry. Po dograniu Pawła Sobolewskiego z rzutu rożnego piłkę do bramki Polonii strzałem głową wpakował Andrzej Niedzielan. Po trafieniu tym obraz gry się nie zmienił i choć bytomianie mocniej nacisnęli rywala i tak grę kontrolowali podopieczni trenera Marcina Sasala.
Wynik meczu mógłby być znacznie bardziej okazały, gdyby nie dwie pomyłki sędziego Pawła Gila, który nie podyktował dwóch ewidentnych rzutów karnych. Byłoby to typowo polskie, gdyby nie fakt, że wpadki te arbiter zaliczył w przedziale kilkudziesięciu sekund.
Dochodziła 60 minuta spotkania. Po podaniu Ediego Andradiny z piłką w pole karne bytomian przedarł się Niedzielan i już miał uderzyć na bramkę, kiedy bezpardonowo zatrzymał go Mateusz Żytko. Z perspektywy trybun wydawało się, że obrońca Polonii ewidentnie faulował napastnika kieleckiej drużyny. Arbiter z Lublina jednak gwizdka nie użył, podobnie jak zresztą kilkadziesiąt sekund później.
Wówczas z lewego skrzydła w pole karne Korony ściął Marcin Radzewicz i już pytał Zbigniewa Małkowskiego, w który róg strzeżonej przez niego bramki ma posłać piłkę, kiedy w zapaśniczym stylu na ziemię skrzydłowego bytomian powalił Kamil Kuzera. Sędzia i tym razem ocenił sytuację łaskawym okiem, bowiem wskazując na wapno musiałby równocześnie wyrzucić z boiska Kuzerę, który już w pierwszej połowie zobaczył żółtą kartkę.
Po końcowym gwizdku sędziego 27-letni obrońca kielczan umywał ręce. - Boisko postawiło nam dzisiaj trudne warunki do gry. Upał był nieznośny, ale udało nam się zdobyć trzy punkty. Faul na Radzewiczu? Ja na pewno nie przekroczyłem w tej sytuacji przepisów i według mnie sędzia podjął jak najbardziej słuszną decyzję - przekonuje prawy defensor Korony.
Telewizyjne powtórki pokazały, że zarówno przy pierwszej, jak i drugiej sytuacji sędzia miał prawo użyć gwizdka. Gdyby to uczynił niemrawe spotkanie przy Olimpijskiej na pewno nabrałoby dodatkowych rumieńców.