Michał Szydlik: Opera mydlana po polsku

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Któż z nas nie zna oper mydlanych. Serial telewizyjny, stereotypowo postrzegany jako produkt dla mas gospodyń domowych. Jeden wątek goni następny i nie widać ich końca. W ten sposób stacje telewizyjne mogą sobie zapewnić niezłą oglądalność nawet na kilka lat.

W tym artykule dowiesz się o:

Choć ma rzesze fanów i potrafi zaintrygować widza tak, by ten nie mógł myśleć o niczym innym, to w wielu przypadkach potrafi również działać irytująco i rozdrażniająco. Tu ukłon w stronę panów, którzy muszą walczyć, by żony przełączyły ze swoich seriali na transmisję meczu.

O dziwo nie tylko ośrodki telewizyjne lubują się w produkcji oper mydlanych. Wiele mówi się, że najlepsze telenowele powstają w Ameryce Południowej. Urocze latynoski, przystojni latynosi, miłość i spisek, to subiektywne walory tych produkcji. Okazuje się jednak, że i opera mydlana po polsku może mieć swój urok. Na pozycję lidera wśród producentów takich seriali na naszym krajowym rynku powoli wysuwa się... PZPN.

Ich ostatnia produkcja nosi dumny tytuł "Awans i spadek, możecie nas pocałować w zadek". Główny motyw dotyczy pewnej grupy, która jest uwikłana w skomplikowany proces spadku i awansu z lig. Zamieszanie jakie towarzyszy całej akcji przebija nawet te banalne historie typu: Spałam z mężem siostry mojej ciotki, która jest matką mojego kuzyna, a ten z kolei sypia z moją siostrą, choć nie wie, że jego ojciec kochał kiedyś naszą matkę itd.. O ile w przypadku dotychczasowych oper, widz mógł przewidzieć co będzie w następnych odcinkach, o tyle śledząc działania PZPN tego nie sposób. Niemal każdego dnia kibice w Polsce są zaskakiwani kolejnymi doniesieniami w sprawie tego, kto gdzie zagra od nowego sezonu. Już sami bohaterowie nie wiedzą co ich zastanie. Piłkarze siedzą na walizkach i czekają na sygnał - jechać na urlop czy nie, gramy baraż czy nie, jesteśmy I czy II ligowcami i tak można mnożyć kolejne pytania.

Nie zdziwiłbym się, gdyby tuż po rozpoczęciu nowych rozgrywek nagle okazało się, że już znamy drużyny, które spadną za rok i będzie ich więcej niż przewidywano. Byłaby to wzorowa kontynuacja opery mydlanej. Póki co należy współczuć kibicom Piasta Gliwice, Arki Gdynia, Jagiellonii Białystok i Polonii Bytom, zamieszanych w obecną sytuację. Wielu z nich pewnie siedzi jak na szpilkach, oczekując na kolejne rewelacje i doniesienia z Wydziału Gier, Komisji ds. Licencji i innych jednostek PZPN, które fundują im tyle wrażeń. Choć to raczej tylko pobożne życzenie, to mam nadzieję, że ta telenowela ujrzy szybko swój koniec.

Źródło artykułu: