Przez niemal całe spotkanie Polacy kontrolowali przebieg pojedynku. Aktywny był zwłaszcza Ireneusz Jeleń, ale snajper Auxerre pudłował raz za razem. Tuż przed przerwą zdobył w końcu bramkę, wykorzystując sytuację sam na sam. W drugiej połowie miał kolejne sytuacje, ale swojego dorobku już nie powiększył.
Ukraińcy strzelili gola w drugiej doliczonej minucie. Goście rozklepali polską defensywę i Jewhen Selezniow skierował futbolówkę do siatki Artura Boruca. Mecz zakończył się remisem 1:1. - Wynik jest średni. Cieszmy się, że nie przegraliśmy, bo jak się nie chce wygrać 3:0, to się remisuje 1:1. Wiadomo, iż w ataku jest Jeleń. Co tu dużo mówić - nasza reprezentacja wygląda następująco: jest Jeleń i Błaszczykowski, pół Peszki i koszulki - mówi portalowi SportoweFakty.pl Jan Tomaszewski
Pierwszy raz Franciszek Smuda powołał do swojej reprezentacji Artura Boruca. Przy straconym golu nie miał nic do powiedzenia. Wcześniej grał bez zarzutu. - Trudno powiedzieć czy występ Artura Boruca był pozytywny, ponieważ nie miał za dużo do obrony. Widać, że nie jest zgrany z obroną - zwłaszcza można było to zauważyć w pierwszej połowie. On powinien był nią kierować, a nie wiem czy w ogóle wszystkich znał. Ale taka jest polityka Smudy. Dla mnie w dalszym ciągu jest to robione na wariackich papierach - dodaje nasz rozmówca.
Tomaszewski to były bramkarz biało-czerwonych, należący do Klubu Wybitnego Reprezentanta. Mieszka w Łodzi, ale mimo wszystko nie dostał od Polskiego Związku Piłki Nożnej zaproszenia na mecz. - Nie dostałem żadnego zaproszenia. Nawet gdybym otrzymał, to nie przyjąłbym go. Po prostu nie jest mi po drodze z ludźmi, którzy rządzą w PZPN-ie. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałbym siedzieć na trybunach obok nich - zakończył Jan Tomaszewski.