Marian Kelemen: Do tej pory nie wiem jak to wpadło

Marian Kelemen do tej pory był ostoją Śląska Wrocław. Na nieszczęście fanów z Oporowskiej Słowak w trakcie meczu z Lechem Poznań nie był w najwyższej dyspozycji i w sporej mierze przyczynił się do zdobycia przez rywali obu goli. Najpierw przepuścił strzał Sławomira Peszki z rzutu wolnego, a później nie sięgnął piłki po wrzutce Marcina Kikuta i Artjoms Rudnevs wpakował futbolówkę do siatki gospodarzy. - Ja robiłem, co miałem zrobić - tłumaczył się z drugiej bramki golkiper Śląska.

30-letni Słowak zawitał na Oporowską zimą tego roku i od razu wywalczył sobie bluzę z numerem jeden. Wiosną oraz w pierwszych jesiennych meczach prezentował bardzo dobrą formę i zawsze był wyróżniającą się postacią jedenastki WKS-u. W sobotni wieczór również zanotował kilka dobrych interwencji na przedpolu, ale tak to już bywa, że z gry bramkarza zawsze najbardziej pamięta się błędy, a te przytrafiły się Kelemenowi w spotkaniu z Lechem. Szczególnie ważny był ten przy bramce otwierającej wynik rywalizacji, ponieważ do tego momentu to Śląsk przeważał i robił lepsze wrażenie. Sytuację zmieniło uderzenie Sławomira Peszki z 27 metrów, które nabrało w powietrzu niespodziewanej rotacji i wpadło do siatki tuż obok zaskoczonego golkipera gospodarzy. - Z trybun to wyglądało zapewne dziwnie, ale na boisku wyglądało to tak, że piłka leciała tam gdzie stałem i w ostatniej chwili skręciła i wylądowało obok mojej lewej ręki. Nie mogłem zareagować, chociaż bardzo chciałem - stwierdził były gracz m.in. hiszpańskiej Teneryfy.

Może go tłumaczyć fakt, że rotacja piłki zaskoczyła nawet strzelca, bo pytany o ten strzał Peszko po meczu stwierdził: - Na pewno nie zamierzałem tak zakręcić piłki. Chciałem uderzyć w środek bramki z prostego podbicia, bo to ćwiczę na treningach i dzisiaj się udało. Z drugiej strony, jak słusznie zauważył Marcin Kikut: - Faktem jest jednak, że powędrowała w środek bramki i to dla golkipera jest taka strefa, w której powinien to wybronić.

Przy drugim golu dla gościu próbował złapać lecące po ziemi dośrodkowanie wspomnianego skrzydłowego Lecha, ale zabrakło mu kilku centymetrów i piłka powędrowała dalej w głąb pola karnego. Tam skiksował Piotr Celeban, a szansy nie zmarnował Artjoms Rudnevs. - Przy drugiej bramce w ogóle nie miałem kontaktu, bo tam wybijać próbował Piotrek. Ja robiłem, co miałem zrobić - mówił po spotkaniu Słowak. Można jednak dywagować czy w tej sytuacji większego pożytku drużyna nie miałaby z niego, gdyby po kiksie swojego obrońcy był na nogach, a nie leżał na murawie po zaliczeniu "pustego przelotu".

Śląsk był w stanie w sobotę odpowiedzieć rywalom jedynie golem Cristiana Diaza z rzutu karnego i w konsekwencji przegrał swój trzeci mecz z rzędu, w tym drugi na własnym obiekcie. - To kolejne spotkanie, w którym w naszej grze niczego nie brakuje, a mimo to przegrywamy. Nie wiem o co chodzi. Mamy jakiegoś pecha - mówi Kelemen i dodaje: - Tworzymy sytuacje, a nie potrafimy ich wykorzystać. Rywale za to strzelają bramki mając o wiele gorsze okazje. Tego jak wpadła dzisiaj pierwsza dla Lecha do teraz nie rozumiem.

Brak wyników nie zmienia jednak w jego oczach oceny zmian, jakie zaszły w zespole przed inauguracją rozgrywek. - Myślę, że nasza gra wygląda o wiele lepiej niż w zeszłym sezonie. Wzmocniliśmy się, gramy dobrze piłką, ale brakuje szczęścia. Mam nadzieję, że w krótkim okresie się to odmieni i będzie nam sprzyjało - powiedział po zakończeniu spotkania z Lechem.

Zmiana musi nadejść szybko. Przed startem rozgrywek na Oporowskiej zapowiadano walkę o górę tabeli. Tymczasem Śląsk znajduje się blisko dna, wyprzedzając beznadziejną Cracovię i Arkę, która w niedzielę stanie przed szansą przeskoczenia WKS-u w tabeli. Aby uciec z tej strefy piłkarze trenera Ryszarda Tarasiewicza, o którego zwolnieniu znowu się we Wrocławiu plotkuje, będą musieli wywalczyć punkty w trakcie nadchodzącej serii trzech meczów wyjazdowych. Czy piłkarzy Śląska stać na satysfakcjonujące rezultaty?

- Jeśli będziemy grać tak jak z Jagiellonią, Legią czy Lechem to możemy zdobyć w najbliższych trzech meczach dużo punktów - mówi z przekonaniem Kelemen, który ma banalną receptę jak to zrobić. - Musimy teraz zapomnieć o ostatnich spotkaniach i przygotować się na nadchodzące mecze na wyjeździe - stwierdza. Oby pomogło, bo we Wrocławiu jest coraz bardziej nerwowo.

Źródło artykułu: