KSZO nauczył mnie ligowego abecadła - rozmowa z Robertem Kasperczykiem, trenerem Podbeskidzia

Trener Robert Kasperczyk po tym jak rozstał się z KSZO, rozpoczął pracę w Bielsku - Białej z piłkarzami Podbeskidzia. Po ciekawym meczu goście wywalczyli pełną pulę, a dla trenera była to kolejna podróż sentymentalna, ponieważ to właśnie w hutniczym klubie uczył się ligowej piłki, o czym opowiedział portalowi SportoweFakty.pl.

Anna Soboń: Czym zespół KSZO zaskoczył Podbeskidzie w ostatnim meczu?

Robert Kasperczyk: Mieliśmy bardzo dużo informacji o grze KSZO. Zresztą tych chłopaków znałem bardzo dobrze i to co dzisiaj ci chłopcy zagrali, to dużymi fragmentami przypominało ten mecz z 8 maja 2010 roku, w którym dominacja KSZO w środku pola była przeogromna. Dzisiaj momentami byłem bardzo zawiedziony postawą moich podopiecznych właśnie postawą w środku boiska. Oni z tego co prawda fajnie wybrnęli i opanowali w końcu tę grę, ale wiele do myślenia dały nam te fragmenty, w których mieliśmy masę prostych strat, po których musieliśmy biegać na tym grząskim boisku i tracić wiele sił. Ciężko później stworzyć akcję, jak się nie ma sił.

KSZO podobnie jak w ostatnim meczu wykazał się sporą determinacją. Zabrakło jednak szczęścia?

- Wiedzieliśmy, że liderem jest tutaj grający w środku pola Jarek Białek. Ja go nie miałem okazji prowadzić, bo przyszedł w zimie z Podbeskidzia. Zarówno to co powiedział mi w rozmowie przed meczem Adam Cieśliński, jak i to co dziś wszyscy widzieli, jest to doprawdy spore wzmocnienie KSZO w środku pola. To jest dobry zawodnik, który potrafi uporządkować grę.

Błędem było pozbycie się takiego zawodnika z zespołu?

- Może zrobiłem błąd, że pozwoliłem odejść temu zawodnikowi, ale przychodząc do Bielska-Białej miałem już taki nadmiar środkowych pomocników, że padło na Jarka.

Duży sentyment towarzyszył kolejnemu spotkaniu w Ostrowcu?

- Gdziekolwiek bym nie pracował, za kilka, kilkanaście lat zawsze będę pamiętał, że pierwsze pół roku w ligowej piłce spędziłem w Ostrowcu. Oddałem tu wszystko co miałem, na te możliwości jakie tu mieliśmy, oddałem całego siebie. Nie chcę bardzo wracać do powodów mojego odejścia z KSZO - jest to moja prywatna sprawa - ale na pewno to nie jest to, jak mnie tutaj nazwał jeden serdeczny kibic dorobkiewiczem.

Czy to oznacza, że zespół KSZO ma w panu kibica?

- Zawsze będę kibicował KSZO i miło wspominał przede wszystkim tych chłopaków z którymi miałem okazję tu pracować. Zawsze będę miło wracał do tych chwil, które nauczyły mnie piłkarskiego abecadła.

Czy KSZO będzie skazany walczyć o utrzymanie?

- Myślę, że po tym meczu cel w Ostrowcu jest jednoznaczny - walka o utrzymanie. Życzę, żeby ten cel został spełniony, ale nie tak, jak my to zrobiliśmy w poprzednim sezonie w Podbeskidziu, kiedy to do ostatniej kolejki walczyliśmy o I ligę. My już nabraliśmy trochę pokory i już wiemy, jacy zawodnicy są do tego niezbędni.

Kibice znali do tej pory Dudek - dance. W sobotę mogli obejrzeć Kasperczyk - dance.

- Ja trochę wariuję po tych bramkach. Podobnie było w meczu z ŁKS. Ale nie o to chodzi. My wczytaliśmy się w statystykę i ta jasno mówiła, że w ostatnich pięciu spotkaniach Podbeskidzia w Ostrowcu, zespół z Bielska-Białej nigdy nie zdobył nawet punktu. To jest chyba jedyny taki stadion w Polsce. Przy stanie 0:1 zaczynałem już myśleć, że faktycznie ze statystyką się nie wygra. Ktoś przed meczem powiedział, że któraś statystyka padnie. Ostatni mecz Podbeskidzie przegrało właśnie z KSZO - 8 maja 2010 roku.

Bał się pan powtórki z rozrywki?

- Przyznam, że przy stanie 1:1 miałem taki moment, żeby grać już na ten remis, ale widząc postawę zawodników i ich ogromna chęć dalszej walki, zrezygnowaliśmy ze zmiany defensywnej, która miała dać spokój, a zrobiliśmy zmianę ofensywną. Ten Kasperczyk - dance traktuję pół żartem, pół serio. Cieszyłem się, bo znałem wagę tych bramek.

Komentarze (0)