Sebastian Mila: Nie ma drużyn przewyższających nas o klasę

- Nie potrzeba nam jakiś rozmów motywacyjnych - stwierdził po przegranym 1:0 meczu z Lechem Poznań kapitan Śląska Wrocław Sebastian Mila. Nie zmienia to jednak faktu, że drużyna z Oporowskiej przegrała swój trzeci mecz z rzędu i niebezpiecznie osiada na dnia ligowej tabeli. - W tej sytuacji potrzebne nam są tylko analiza, koncentracja i praca przed kolejnym meczem - powiedział pomocnik WKS-u.

Rzeczywiście, po zmianach kadrowych poczynionych latem, zespół Śląska prezentuje się o wiele lepiej niż wiosną. Podobnie jednak jak w zeszłym sezonie ma problemy ze zdobywaniem punktów i skutecznością, choć nie męczy już kibiców schematyczną i bezbarwną grą. - Gra jest dobra tylko nie daje nam punktów. W tym tkwi nasz problem - mówi, kontynuują wątek jakiś specjalnych form motywacji Mila i dodaje: - Gdyby było na odwrót i nie mielibyśmy zarówno punktów jak i nic byśmy nie grali, wtedy można by i tym pomyśleć.

Mimo ambitnej gry Śląsk po raz kolejny zszedł z boiska pokonany i po raz drugi w tym sezonie komplet publiczności na stadionie przy Oporowskiej opuszczał trybuny w nietęgich nastrojach. Nikt mimo niezadowalającego rezultatu nie gwizdał. - Trener po meczu w szatni podziękował nam za grę, bo było widać, że daliśmy z siebie wszystko. Docenili to także kibice i cały czas nas wspierali, co może być wyznacznikiem tego, że na boisku zostawiliśmy serce - stwierdził Mila, dodając z żalem: - Szkoda tylko, że to nie wystarczyło by dać jakiekolwiek punkty.

Po spotkaniu pojawiały się głosy krytykujące pracę Adama Lyczmańskiego, który momentami rzeczywiście mylił się dość znacząco. Zwłaszcza przy dwóch bramkach. Najpierw podyktował kontrowersyjną jedenastkę dla Śląska, a później uznał bramkę Artjomsa Rudnevsa zdobytą ze spalonego. - Takie jest życie. Musimy się na to godzić i nie mamy na to wpływu. Tak w jedną jak i w drugą stronę - komentował kapitan gospodarzy sobotniego pojedynku. - Oby częściej było w naszą - śmiał się.

Mimo dobrej gry, w tabeli patrzy się na punkty, a tych po pięciu kolejkach Śląsk ma zaledwie cztery, a kolejne trzy spotkania rozegra na boiskach rywali. Piłkarzy Ryszarda Tarasiewicza czekają trudne wyjazdowe pojedynki z Widzewem Łódź, Koroną Kielce i Wisłą Kraków. O punkty potrzebne jak tlen wrocławianom, którzy zapowiadali walkę o górę tabeli, nie będzie więc łatwo. Ma tego świadomość Mila, który wierzy jednak w przełamanie własnego zespołu. Wszak to na boisku rywali, fakt, że słabiutkiej Cracovii, odnieśli oni jak na razie swoje jedyne jesienne zwycięstwo. - Nie ulega wątpliwości, że czekają nas ciężkie wyjazdy - zapowiada popularny Roger i dodaje: - Uważam jednak, że jeżeli będziemy tam dysponować formą taką jak dzisiaj, ale będziemy bardziej skuteczni i skoncentrowani, to jesteśmy w stanie przywieźć komplet punktów.

- Dlaczego nie? - pytał retorycznie i odpowiadał od razu: - Nie ma teraz drużyn, które przewyższałyby nas o klasę. Inne stwierdzenie będzie kłamstwem. Lech dzisiaj wygrał, czego im gratuluje, ale analizując czy byli w naszym zasięgu trzeba otwarcie powiedzieć, że byli. Na koniec zapowiedział pewnym głosem: - Do Łodzi jedziemy na pewno, żeby wygrać.

Pewny swojej posady nie może być jednak opiekun WKS-u, Ryszard Tarasiewicz, o którego zwolnieniu we Wrocławiu już się plotkuje. Z drugiej strony takie głosy pojawiały się już w zeszłym sezonie, a symbol Śląska dalej pracuje przy Oporowskiej. - Myślę, że po takich meczach jak z Legią czy Lechem nie wypada tak mówić. Może bardziej po Lechii, ale i tak nie ma co tworzyć takiej sztucznej presji - broni trenera kapitan wrocławskiej jedenastki. - W Polsce jest tak, że zwalnia się trenera po jednej porażce. Nie zgadzam się z tym. W Anglii trenerzy pracują po 20 lat to może i u nas niech tak długo trenują - mówi na zakończenie.

Komentarze (0)