Trudny okres GKP Gorzów Wlkp.

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W sobotę GKP Gorzów Wlkp. na własnym boisku zmierzy się z Łódzkim Klubem Sportowym. Gorzowianie mają zamiar zrehabilitować się za niechlubną porażkę z GKS-em Katowice w poprzedniej kolejce.

Najbliższego rywala GKP nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. ŁKS aktualnie zajmuje czwartą pozycję w ligowej tabeli wyprzedzając gorzowską drużyną o jedno oczko. Dotychczasowe mecze mogą świadczyć o tym, iż w sobotę kibice będą świadkami wyrównanego spotkania. - Myślę, że w meczu z ŁKS-em możemy spodziewać się wszystkiego. To nie jest przypadek, że ten zespół ma dużo punktów i ma na rozkładzie Pogoń Szczecin. Zaraz oczywiście ktoś powie, że wysoko przegrał z Wartą Poznań. Mam analizę tego meczu i wiem, że gdyby ŁKS prowadził do przerwy nawet pięcioma bramkami, to nikt nie miałby żadnych pretensji do Warty. Jest to fajnie poukładany zespół, z wierną grupą kibiców. Też już przeszedł przez te wszystkie trudności bytowe i organizacyjne. Wychodzi na prostą i chce nawiązać do dawnych, dobrych tradycji - powiedział trener Krzysztof Pawlak.

GKP podczas trzyletniego pobytu na zapleczu ekstraklasy zawsze bardzo dobrze radził sobie na własnym stadionie. W tym sezonie gorzowscy piłkarze na obiekcie przy ul. Olimpijskiej odnotowali trzy zwycięstwa i jeden remis. Czy i tym razem uda się im pokonać wyżej notowanego rywala? - Musimy wierzyć w to, co robimy i co sobą prezentujemy. Uważam, że nasza forma nie jest najgorsza. Można powiedzieć, że jest dobra. Atmosfera w zespole pozwala stworzyć kolektyw na boisku. Nie będziemy bronić się przed LKS-em. Musimy spodziewać się twardego boju. Jeżeli nie zagramy tak dobrze, jak zagraliśmy w Katowicach, to powinien być to ciekawy mecz. Nadal uważam, że zagraliśmy dobrze i zrealizowaliśmy to, co sobie założyliśmy. Ostatnie minuty zaciemniły obraz gry. Wynik sobotniego meczu jest sprawą otwartą - skomentował szkoleniowiec GKP.

W tym sezonie o ofensywnym obliczu zespołu decyduje "warszawski zaciąg". Marcin Mięciel, Jakub Kosecki i Marcin Smoliński zdobyli 9 z 11 bramek ŁKS w tegorocznych rozgrywkach. Dodatkowo Mięciel miał już okazję uprzykrzyć życie gorzowskiej ekipie. W zeszłym sezonie strzelił bramkę i zanotował asystę podczas spotkania pucharowego.

- Wiemy, że rywal gra do końca. Z Podbeskidziem strzelili w ostatnich minutach. Teraz wydarli zwycięstwo Kluczborkowi. Czytamy o tym warszawskim desancie Mięciel, Koseski, Smoliński. Są oni najbardziej rozpoznawalni. Jednak rozpoznawalni są piłkarze, którzy strzelają bramki. Tych od czarnej roboty raczej mniej się zauważa. Na pewno Wyparło w bramce rządzi z tyłu i trzyma zespół w ryzach. Powstrzymanie Mięciela i Smolińskiego będzie zależało od formy naszych obrońców. Resztę formacji mamy na podobnym poziomie - dodał Pawlak.

Najbliższych kilka dni to dla piłkarzy GKP ciężki okres. W sobotę mecz z ŁKS-em, a już we wtorek z Cracovią. Czy zawodnicy odczuwają jakąkolwiek presję? - W tej chwili najbliżej nam do meczu z ŁKS-em. I o tym przeważnie rozmawiamy w szatni. Nie patrzymy aż tak do przodu w sensie wtorkowego meczu Cracovią. Mecz z ekipą z Łodzi traktujemy jak kolejne ligowe spotkanie, gdzie walczymy o trzy punkty. Pojedynek w pucharze to promocja każdego nas - powiedział pomocnik GKP Adrian Łuszkiewicz.

Deszczowa aura nie sprzyja gorzowskim piłkarzom. Opady deszczu uniemożliwiają treningi na płycie głównej, a boisko boczne nie spełnia oczekiwań trenera. Jak zatem wyglądają treningi przed sobotnim meczem? - Nie udało nam się przeprowadzić żadnego treningu zgodnie z tym, co miałem w głowie i co jest rozpisane. Trenujemy na bocznym boisku, które raczej nadaje się do waterpolo. Szukamy skrawka suchej murawy, by móc ustawić bramkę i zrobić jakieś fragmenty treningu. Zespół jednak nie traci dyspozycji poprzez to, że trenuje w złych warunkach. Szybkość, zwinność, starty można zrobić na każdym terenie. Co prawda mniej rzeczy robi się z piłą, a większość na sucho. Główne boisko jest dla nas marzeniem. Łatwo jest wejść na godzinkę i zryć murawę. Dlatego oszczędzamy płytę główną. Są to raczej treningi improwizowane niż zaplanowane - kończy Pawlak.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)