Kamień z serca - Cracovia w końcu zwycięska

Po serii sześciu ligowych porażek Cracovia w końcu przełamała swoją niemoc. W sobotnim spotkaniu 7. kolejki ekstraklasy Pasy pokonały 2:0 Arkę Gdynia, udanie wracając na swój stadion przy ul. Kałuży 1. Krakowianie liczą na to, że wygrana z Arką i wcześniejsza pucharowa z GKP Gorzów Wielkopolski to początek nowej, zwycięskiej passy.

- Rzadko zdarza się sytuacja, kiedy zespół przegrywa sześć pierwszych spotkań i nie pojawiają się głosy, by trenera "wieszać", "linczować", tylko mówi się, żeby jeszcze poczekać. Tych sześć porażek było dla mnie bardzo fajną lekcją życia na określenie mojego charakteru i tego, że się nie poddaję tylko walczę do końca. Wierzę, że tym zwycięstwem udało nam się wyjść z kryzysu - mówi trener Pasów, Rafał Ulatowski.

Pojedynek z Arką ułożył się dla jego zespołu w sposób najlepszy z możliwych. Już w 3. minucie gry Cracovia prowadziła po golu, który... ma trzech autorów. Piłkę z rzutu wolnego dośrodkował Mateusz Klich, w polu bramkowym walczyli o nią Piotr Polczak i Norbert Witkowski. Stoper Pasów faulował bramkarza Arki, który przez to sam wrzucił sobie piłkę do własnej siatki, ale sędzia Adam Lyczmański nie odgwizdał przewinienia, a... ze zdobycia bramki cieszył się Polczak. - Nie jesteśmy w Anglii, ale po takich zagraniach i u nas padają bramki. Wydaje mi się, że dotknąłem piłki głową - tłumaczy Polczak i dodaje: - Inaczej się gra, kiedy na początku spotkania strzelamy bramkę i za nami jest cały stadion. Mieliśmy swoje szanse na 2:0 i 3:0, ale na przerwę zeszliśmy tylko z jednobramkowym prowadzeniem. Dobrze, że Bartek strzelił w drugiej połowie, bo gra nie układała nam się już tak dobrze. Grę na nowym stadionie zaczęliśmy zwycięstwem i oby tak dalej. Inaczej się gra na swoim stadionie, niż na jakichś zastępczych. Jest jeszcze parę drobiazgów do rozwiązania, ale nie ma się co nad tym rozwodzić. Oby na Kałuży zawsze były takie widowiska. Miejmy nadzieję, że tym zwycięstwem i wygraną w Pucharze Polski ruszyliśmy do przodu.

W sobotni wieczór na trybunach zjawiło się ok. 14 tysięcy widzów. Takich tłumów przy Kałuży 1 nie było od 7 lat i słynnego meczu z Koroną Kielce w III lidze. - Graliśmy przed taką widownią na Legii i Lechu, ale przed tak wielką swoją publicznością jeszcze nie. Mogę powiedzieć: nareszcie! Każdy z nas czekał na ten moment. Każdy z nas podszedł do tego meczu jakoś specjalnie, chciał dać z siebie jeszcze więcej. Dobrze, że wygraliśmy i pokazaliśmy, że nie jesteśmy tak słabą drużyną, jak wskazuje dorobek punktowy - twierdzi Mateusz Klich.

Radosław Matusiak tym razem nie trafił do siatki rywali, ale miał udział przy obu bramkach zdobytych przez Cracovię. To po faulu na nim podyktowany został rzut wolny, po którym Pasy objęły prowadzenie, a przy golu Bartosza Ślusarskiego zanotował asystę: -Tak się mówi, że gospodarzom nawet ściany pomagają. To jest nasz piłkarski dom i było to widać. Graliśmy inaczej, niż na Hutniku. Doping kibiców nas mocno motywuje. Jeżeli taka atmosfera będzie u nas zawsze, to będziemy u siebie wygrywać.

Najmocniej odetchnął Rafał Ulatowski, który mimo fatalnej serii mógł liczyć na zaufanie i wsparcie ze strony prezesa klubu, prof. Janusza Filipiaka: Dzięki temu mógł zapisać się na kartach historii Cracovii, jako szkoleniowiec, który prowadził zespół w premierowym meczu na nowym obiekcie. - Chciałem być gospodarzem na tym stadionie, ale nie wiedziałem, że będziemy mieli tak ciężki początek. Wiem, że moja rola jako gospodarza wisiała na przysłowiowym włosku, ale udało się dzięki uporowi, pracy, konsekwencji i wiary w to, co się robi. Z związku z tym wielkie słowa uznania dla tych, którzy o tym decydują. Kiedy Maciek Maleńczuk zaśpiewał hymn Cracovii i te 15 tysięcy gardeł zaśpiewało razem z nim, to łzy mi w oczach stanęły. Jestem Pasiakiem dopiero od dwóch miesięcy, to co powiedzieć mają ci, którzy żyją Cracovią od zawsze? To niezapomniane przeżycie.

Komentarze (0)