Marcin Frączak: Jest pan jednym z najbardziej rozpoznawalnych zawodników Polonii Bytom. Tymczasem w ostatnim meczu ligowym, przeciwko Polonii Warszawa, wszedł pan dopiero z ławki rezerwowych w drugiej połowie. Co było tego powodem?
Marcin Radzewicz : Takiej jest życie. Pierwsze pięć spotkań grałem w podstawowym składzie. Później trener dał szansę Darkowi Jareckiemu. Nie pierwszy, nie ostatni raz coś takiego mnie spotkało. Walczę o powrót do pierwszej jedenastki. Jest zdrowa rywalizacja, trener wybiera najlepszych. Nie tacy zawodnicy jak ja siedzieli na ławce rezerwowych.
Jeśli chodzi o budżet to Polonia Bytom przy Polonii Warszawa jest kopciuszkiem. Zadowolony był pan z remisu?
- Jeśliby pieniądze miały grać to pewnie już dawno nie byłoby nas w ekstraklasie. Na szczęście pieniądze nie grają, dzięki czemu jesteśmy w najwyższej klasie rozgrywkowej. Do tego dochodzą indywidualne umiejętności, psychika. To wszystko się kumuluje. Wiem doskonale, że nie jesteśmy drużyną do spadku.
Wielu ekspertów w przedsezonowych typach jednak to pana zespół ustawia jako jednego z głównych kandydatów do spadku!
- Od momentu gdy awansowaliśmy do ekstraklasy, to co rundę, co sezon słyszę, że jesteśmy do spadku. Jeśli ktoś patrzy na Polonię Bytom w kontekście wyglądu stadionu, czy budżetu, to może odnieść takie wrażenie. Na szczęście to nie decyduje o grze w ekstraklasie.
Poprzedni sezon bytomska Polonia zakończyła na wysokim, siódmym miejscu. Na co stać pana zespół w bieżących rozgrywkach?
- Na pewno będzie trudno powtórzyć taki wynik, ale nie jest to niemożliwe. Będziemy chcieli udowodnić tym osobom, które postawiły na nas krzyżyk, że się myliły. Polonia jest w stanie być zespołem środka tabeli, a może i plasującym się trochę wyżej. Początek ligi nas nie rozpieszczał. W meczu z Lechią, prowadząc 1:0, straciliśmy gola na dwie minuty przed końcem. To na pewno trochę nam podcięło skrzydła. Z Koroną też nie musieliśmy przegrać.
Siedem kolejek, osiem straconych goli. W lidze są co prawda zespoły, które musiały więcej razy wyciągać piłkę z siatki, ale to dość marne pocieszenie. W ostatnim meczu ligowym, przeciwko Polonii Warszawa, pod bramką pana zespołu co i rusz było gorąco. Remis, to w dużej mierze zasługa niefrasobliwości gospodarzy, niż dobrej gry zespołu?
- Strzeliliśmy dwa gole w Warszawie i nikt nam tego nie odbierze. Zespoły uchodzące za lepsze od nas tam przegrywały, a my wywieźliśmy punkt. Choć to na pewno prawda, że w grze ofensywnej spisujemy się lepiej niż w defensywie. Mamy coraz mocniejszą ławkę rezerwowych. Wzrasta presja, ale to dobrze. Jak jest presja, to rodzi się wynik. Jak zawodnik czuje presję, to daje z siebie jak najwięcej na treningach, w meczu, bo czuje oddech rywala. Wie, że jak sobie trochę odpuści, to straci miejsce w składzie.
Według wielu kibiców, największym atutem pana zespołu są stałe fragmenty gry. Czy zgadza się pan z tym?
- Na pewno coś w tym jest. Dużo ćwiczymy wykonywanie stałych fragmentów gry na treningach. Nic więc dziwnego, że czujemy się pewnie, gdy podczas meczu nadarza się okazja do zdobycia w ten sposób gola. Eksperci wiele razy podkreślali, że w taki sposób pada znaczny procent bramek, dlaczego mamy tego nie wykorzystać.
Może więc w Bytomiu znów pojawi się słynna szarańcza, czyli niekonwencjonalne wykonanie rzutu rożnego?
- Nie sądzę. To już chyba nie wróci. Choć oczywiście o tym decyduje trener, jego trzeba o to zapytać.
W Polonii co pół roku następują poważne zmiany w kadrze. Latem oczywiście nie było inaczej. Którego zawodnika z poprzedniego sezonu najbardziej brakuje w Bytomiu?
- To nam na pewno nie ułatwia zdobywania punktów, bo zgranie powinno być jedną z najważniejszych cech drużyny. Trudno powiedzieć kogo najbardziej brakuje. Wszystkie fakty przemawiają za Rafałem Grzybem, który trafił do Jagiellonii Białystok. Był filarem naszej drużyny. Jego nie ma jednak z nami już od wiosny. Jeśli chodzi o tych co odeszli latem, to trudno mi jest się zdecydować na, któregoś zawodnika. Nie ma jednak co patrzeć na to co było. Liczy się to co jest. Niezależnie od tego, kto przychodzi czy odchodzi, musimy udowadniać, że nadajemy się do tego, aby grać w ekstraklasie.
Po siedmiu kolejkach pana Polonia Bytom zajmuje 10 miejsce w tabeli ekstraklasy. Prowadzi Jagiellonia, na dole jest Śląsk, a zespoły, które miały od początku walczyć o mistrzostwo Polski, gubią punkty. Czy jest pan zaskoczony tym, co wydarzyło się w ekstraklasie w ciągu tych siedmiu kolejek?
- Nie, ponieważ liga jest bardzo wyrównana. Od początku sezonu było wiadomo jakie zespoły będą brylować. To, że Jagiellonia prowadzi, to żadne zaskoczenie. Już w poprzednim sezonie pokazała, że trener Michał Probierz dobrze poukładał ten zespół. Niektóre kluby wydały duże pieniądze na zagranicznych zawodników i jak na razie taka polityka się nie sprawdza. Czasami bardziej opłaca się poszukać piłkarzy na polskich boiskach.