- Na początku spotkania Austriacy momentami spychali nas do defensywy. Być może wpływ na taki obraz gry miało ciśnienie, jakie nam towarzyszyło. 40 tysięcy kibiców na trybunach, ich doping - musieliśmy się do tego przyzwyczaić. Ale później było już lepiej. Zaczęliśmy atakować i stwarzać sytuacje. Doszło kilka dobrych strzałów i z minuty na minutę prezentowaliśmy się coraz korzystniej - ocenił Sławomir Peszko.
Lechici znakomicie rozpoczęli drugą połowę. Już w 47. minucie Manuel Arboleda trafił do siatki i znacznie ułatwił swojej drużynie zadanie. - Ta bramka pozwoliła nam się odrobinę cofnąć i czyhać na kontrę. Okazja nadeszła w 80. minucie po bardzo ładnej akcji. Dobrze, że jej nie zmarnowaliśmy, bo przy wyniku 1:0 do końca byłaby nerwówka. Moglibyśmy nadziać się na jakiś stały fragment i stracić przypadkowego gola. Trzeba pochwalić naszą linię obronną, bo w przekroju całego meczu drużyna z Salzburga nie miała praktycznie żadnej klarownej sytuacji - dodał skrzydłowy Kolejorza.
Po dwóch kolejkach zmagań Lech jest liderem grupy A. Tuż po losowaniu taki scenariusz uznano by za science fiction. - Gdyby ktoś spojrzał na papier, to chyba by nie uwierzył, że akurat my możemy plasować się na 1. miejscu. Ale taki jest sport i taka jest piłka. Trzeba się z tego cieszyć - stwierdził Peszko.
25-letni zawodnik wystąpił w czwartkowym pojedynku na lewym skrzydle. To nie jest jego nominalna pozycja, bowiem zazwyczaj operuje na prawej flance. - Czasem brakowało mi możliwości rozegrania akcji prawą nogą. Po drugiej stronie boiska gra jest zupełnie inna i pozwala na oddawanie większej ilości strzałów. Jeśli chodzi jednak o moje występy na lewym skrzydle, to jestem tam wystawiany od dłuższego czasu i powoli się przyzwyczajam. Myślę, że dzięki temu będę w przyszłości bardziej uniwersalnym piłkarzem - zakończył Peszko.