Michał Żewłakow w towarzyskim meczu z USA będzie miał szansę na setny występ w reprezentacji. Czy będzie świętował jubileusz? - Ostatnio było chyba dwóch takich, którzy zatrzymali się na 96. Trochę przepchnąłem te drzwi. A czy będzie setka? Dotarłem już do takiego momentu, że bardziej zależy to od Franciszka Smudy niż ode mnie - powiedział dla Przeglądu Sportowego reprezentant Polski.
Żewłakow swoją przygodę z kadrą rozpoczynał za czasów Zbigniewa Bońka. Jak wspomina ten okres? - Nie czułem, że należę do jego wybrańców. Kilka razy mnie powołał, ale jakoś tak na mnie inaczej patrzył. Miałem wrażenie, że go nie przekonuję. Lubiłem jego podejście do piłki, bo był bardzo konkretny. Bach, bach i wiadomo, o co chodzi. Treningi u Bońka to była esencja futbolu od jego praktycznej strony. Gdy wychodziło się na mecz, a na czele podążał Boniek, to od razu człowiek czuł się lepiej. Patrzcie, to ten słynny Boniek idzie, a więc i jego drużyna musi być niezła. Takie myśli w głowie się kłębiły. Dlatego trochę mi było przykro, że traktuje mnie jak reprezentanta drugiej kategorii. Moje szczęście w nieszczęściu, że Boniek jednak odszedł - wyjaśnił na łamach Przeglądu Sportowego polski zawodnik.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.