Legenda Górnika integrację zakończyła... spotkaniem z jeleniem

Po wielkich letnich zakupach latem Górnika wzmocniło trzynastu nowych zawodników. Drużyna do sezonu przystąpiła z marszu, trenując ze sobą zaledwie kilka tygodni. Nic więc dziwnego w tym, że w ostatnich dniach zawodnicy czynili starania, by się dodatkowo zintegrować.

Zupełnie nowa drużyna Górnika na boiskach ekstraklasy prezentuje się nadspodziewanie dobrze. Zabrzanie mają na koncie piętnaście punktów i plasują się w czołówce ligowej tabeli. Na boisku zawodnicy beniaminka ekstraklasy z meczu na mecz prezentują się coraz lepiej, a w ostatnich tygodniach śląska drużyna udała się na strzelnicę, by w duchu zdrowej rywalizacji dodatkowo się zintegrować.

- Przed meczem z Jagiellonią wybraliśmy się całą drużyną na strzelnicę, żeby się dodatkowo zintegrować. Podzieleni na trzyosobowe grupy rywalizowaliśmy ze sobą. W końcowym rozrachunku moja grupa okazała się być najskuteczniejsza - powiedział Aleksander Kwiek, który był w drużynie z Mariuszem Jopem i Tomaszem Zahorskim.

Inicjatywa integracji drużyny ucieszyła władze zabrzańskiego klubu. Dyrektor sportowy beniaminka ekstraklasy nie należy do zwolenników integracji "na siłę" - z góry narzuconej przez zarząd czy sztab szkoleniowy.

- Żeby drużyna mogła się zintegrować ona sama musi wystąpić z taką inicjatywą. Nic narzucane na siłę nie przyniesie oczekiwanych efektów. Wiem to ze swojego przykładu, kiedy grałem w Niemczech. Tam trening był połączony z integracją i żeby drużyna należycie się skonsolidowała musi być do tego odpowiednio nastawiona psychicznie - wyjaśnił Tomasz Wałdoch.

Jak się okazuje integracja nie jest czymś nowym i jej zalążki w zabrzańskim klubie miały miejsce już w latach siedemdziesiątych. Skończyły się jednak bezpowrotnie, po przykrej przygodzie, jaka spotkała swego czasu Zygfryda Szołtysika.

- Wybraliśmy się dzień przed meczem na grzybobranie w lubinieckie lasy. Chodziliśmy w małych grupkach, żeby się nie zgubić. Nagle las przedarł przeraźliwy krzyk. Doszliśmy do tego miejsca i zastaliśmy Zygę Szołtysika, całego we krwi. Jak się okazało, podczas zbierania grzybów Zyga spłoszył jelenia i ten próbując go przeskoczyć zahaczył go kopytem i rozciął skórę na głowie. Od tego czasu skończyły się nasze wycieczki - wspomina Stanisław Oślizło.

W przypadku Górnika integracja przed meczem z Jagą przyniosła nie najlepszy skutek. Zabrzanie przegrali bowiem z białostoczanami 0:1 (0:0), po bramce straconej w doliczonym czasie gry. - Byliśmy na strzelnicy i to akurat nam nie pomogło, bo tam się wystrzelaliśmy i na boisku było z tym gorzej - mówił pół żartem, pół serio Kwiek. - W tym przypadku na efekty trzeba było poczekać dwa tygodnie, by Olek skuteczność ze strzelnicy przeniósł na ligowe boiska - dodał ze śmiechem Wałdoch.

Komentarze (0)