Pepperoni z podwójnym serem - echa meczu Górnik Zabrze - Lech Poznań

Przed tygodniem w Zabrzu poległ wicemistrz Polski, tym razem przyszła kolej na mistrza kraju. Po świetnym w swoim wykonaniu meczu Górnik pokonał Lecha Poznań 2:0 (1:0), a obie bramki dla beniaminka ekstraklasy zdobył Marcin Wodecki. Starciu obu drużyn towarzyszyło wiele ciekawych wydarzeń.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Czekali dekadę

Po raz ostatni Górnik pokonał Lecha na własnym stadionie w maju 2000 roku, rozbijając poznańską drużynę 4:0. Bramki w tamtym spotkaniu zdobywali dla śląskiej drużyny Robert Kolasa, Piotr Gierczak i Adam Kompała. Dzisiaj przy Roosevelta występuje tylko "Gierek", który w niedzielę i tak nie wybiegł na boisko z powodu urazu.

- Cieszy zwycięstwo, a że przy okazji łamiemy stereotypy to dodatkowa satysfakcja. Czeka na teraz spotkanie z Legią i w Warszawie też chcemy zdobyć punkty. Jesteśmy w gazie i nie boimy się nikogo - powiedział po końcowym gwizdku sędziego Adam Marciniak.

"Sto lat" dla trenera

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego przy Roosevelta rozległo się chóralne "Sto lat" śpiewane przez kibiców Górnika dla trenera Adama Nawałki. Dzień przed meczem urodzony w Krakowie szkoleniowiec obchodził 53 rocznicę urodzin.

- Już w sobotę dostałem prezent od drużyny i zarządu klubu, a teraz jeszcze trzy punkty w meczu z Lechem... Lepszego prezentu nie mogłem sobie wymarzyć - trzeci, po Oreście Lenczyku i Pawle Janasie, wśród najstarszych trenerów polskiej ekstraklasy.

Pracowity jak "Pszczółka"

Trzy punkty Górnikowi w niedzielnym starciu z Lechem zapewniły dwa trafienia Marcina Wodeckiego. Młody skrzydłowy zabrzańskiej drużyny jest byłym królem strzelców rozgrywek Młodej Ekstraklasy i choć teraz gra na boku pomocy, nie zapomniał jak się zdobywa bramki.

- Cieszę się, że udało mi się strzelić dwie bramki i drużyna wygrała. Ciężko zapracowaliśmy na to zwycięstwo i wygraliśmy w pełni zasłużenie. Nie czuję się bohaterem spotkania, bo gdyby nie chłopaki ja sam nic bym na boisku nie zrobił - mówił skromnie skrzydłowy zabrzan, który zaliczył trafienia nr 4. i 5. w barwach pierwszej drużyny Górnika.

Lech jak... Cracovia

Po zwycięstwie nad Lechem w kuluarach dziennikarze oblegli prezesa Łukasza Mazura, spodziewając się zapowiedzi dotyczących zmiany celów na ten sezon. - Nie będzie dmuchania balona. Ta liga jest wyrównana, a nasz cel się nie zmienia. Walczymy o utrzymanie w ekstraklasie, a jeżeli uda się ugrać coś więcej na pewno nie będziemy narzekać - mówił ze śmiechem sternik Górnika.

Jak się okazuje wbrew doniesieniom prasowym za pokonanie Wisły i Lecha zabrzański klub nie przewidział ekstra premii dla swoich zawodników. - Pokonaliśmy dwie drużyny z dolnych rejonów tabeli. Premie za te mecze będą takie same, jak za każde inne zwycięstwo. Trochę się już ich uzbierało, ale jeśli będę musiał po rundzie jesiennej wypłacić drużynie jeszcze więcej uczynię to z przyjemnością - dodał prezes śląskiego klubu.

Kampania przynosi efekty

W niedzielne popołudnie po raz drugi w tym sezonie stadion Górnika się wypełnił. W ostatnich tygodniach zabrzański klub musiał stawić czoła spadającej z meczu na mecz frekwencji na stadionie. Jak się okazuje obniżenie cen biletów ulgowych do złotówki okazało się strzałem w dziesiątkę. Mimo nie najlepszej pogody przy Roosevelta znów pojawiły się tłumy, a bramofurty wskazały na blisko 11 tys. fanów. Tych w kolejnych starciach ma być jeszcze więcej.

Z reakcji trybun tuż po pierwszym gwizdku sędziego można było jednak odczytać, że po raz kolejny przedmeczowego przeciążenia nie wytrzymał system dystrybucji biletów. - System Wasko znów szwankuje i kibiców denerwuje - skandowało kilka tysięcy najbardziej zagorzałych sympatyków Trójkolorowych.

Gościnna Torcida

W gronie kibiców, którzy w niedzielne popołudnie zasiedli na trybunach stadionu im. Ernesta Pohla pojawiła się także ok. 150-osobowa grupa fanów Kolejorza. Mimo zamkniętego sektora kibiców gości Stowarzyszenia Kibiców obu klubów osiągnęły porozumienie i fani Lecha zasiedli na trybunach ramię w ramię z kibicami Górnika. O żadnych tarciach nie mogło być mowy.

- Dla mnie to wielki powód do zadowolenia, że kibice tak świetnie potrafią ze sobą współpracować. Za czasów mojej gry w Górniku nasi fani żyli w zgodzie z kibicami Lecha i jak widać nadal to się utrzymuje. W niedzielę spotkały się w Zabrzu jedne z najlepszych grup kibicowskich w Polsce i z tego się bardzo cieszę. Mam nadzieję, że na nowym stadionie będziemy gościć jeszcze więcej fanów Kolejorza - powiedział Tomasz Wałdoch, dyrektor sportowy Górnika.

Goście z Domu Dziecka

Wraz z kibicami Górnika i Lecha niedzielne spotkanie oglądała kilkudziesięcioosobowa grupa wychowanków jednego z Domów Dziecka. Podopieczni placówki weszli na stadion za darmo, a po końcowym gwizdku sędziego mieli okazję zobaczyć zawodników z bliska, a każde z nich otrzymało po klubowym gadżecie.

- Codziennie dzwonią chętni ze szkół i Domów Dziecka chcący wciąć udział w naszej akcji. Jestem strasznie szczęśliwy, że coś takiego ma miejsce właśnie w Górniku. Za lat świetności klubu nikomu do głowy nie przyszło, by takie projekty realizować, a w ten sposób uczymy dzieci historii i wychowujemy młody narybek kibiców - przekonuje ikona Górnika, Stanisław Oślizło.

Ofiar nie brakowało

Jeszcze w pierwszej połowie niedzielnego starcia boisko na noszach opuścił Kamil Drygas. Defensywny pomocnik Lecha robił wślizg na piłkę w środku boiska, kiedy wbiegł w niego z impetem walczący o futbolówkę Adam Danch. Złośliwości w tym http://ekstraklasa.tv/...raklasa/10 ,91668,8560837,Kamil_Drygas_lamie_noge_.html>starciu, co prawda nie było, ale fakt faktem gracz poznańskiej drużyny spotkanie zakończył ze złamaną nogą.

Chwilę później boisko opuścić musiał Grzegorz Bonin. Skrzydłowy Górnika ucierpiał po jednym ze starć na prawym skrzydle i musiał zostać zniesiony z boiska. Co prawda po interwencji masażystów "Boniek" wrócił na boisko, ale po kilkudziesięciu sekundach został zmieniony. Pierwsze diagnozy wykazały mocne skręcenie kostki. Istnieje poważne ryzyko, że naruszone zostały także więzadła strzałkowe. Jeżeli ta wiadomość by się potwierdziła 26-letni zawodnik w tej rundzie nie wybiegnie już na boisko.

Wejście smoka

Kontuzjowanego Drygasa na placu gry zastąpił Sergiej Kriwec, zaś w miejsce Bonina wszedł Daniel Sikorski. O ile Białorusin nie może swojego występu zaliczyć do udanych, o tyle wracający do gry po trzytygodniowej kontuzji skrzydłowy zabrzan zaliczył prawdziwe wejście smoka. Nie tylko znacznie rozruszał ataki Górnika, ale także zaliczył asystę przy drugim trafieniu dla zabrzan. Ponadto po faulu na "Sikim" z boiska z drugą żółtą kartką wyleciał Dimitrije Injac.

- Miałem nadzieję, że wejdę na boisko, ale nie spodziewałem się, że nastąpi to tak wcześnie - mówił po końcowym gwizdku sędziego 23-letni zawodnik, który zmarnował kilka wybornych sytuacji strzeleckich. - Nie jestem zadowolony ze swojej skuteczności w tym spotkaniu, bo przynajmniej dwie bramki powinienem zdobyć. Myślę jednak, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej i bramki przyjdą same - przekonuje były gracz rezerw Bayernu Monachium.

Czerwone starcie

Rzadko na boiskach polskiej ekstraklasy zdarza się, że w jednym meczu sędzia pokazuje dwie czerwone kartki. Taka sytuacja miała miejsce przy okazji niedzielnego spotkania. Najpierw boisko przed czasem musiał opuścić wcześniej wspomniany Injac, a tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego czerwoną kartkę zobaczył Mariusz Przybylski, który rzekomo uderzył w twarz Manuela Arboledę.

Telewizyjne powtórki wskazują jednak na to, że Kolumbijczyk w swoim stylu prowokował rywala, by potem... paść na ziemię bez chociażby muśnięcia, sugerując nokautujący cios pomocnika Górnika. - Będziemy od kartki Mariusza się odwoływać. W naszej opinii nie było w tej sytuacji uderzenia rywala przez naszego zawodnika, co potwierdzają powtórki - powiedział prezes Mazur.

Jeżeli wniosek Górnika zostanie odrzucony pierwszą po kontuzji szansę z prawdziwego zdarzenia otrzyma najprawdopodobniej Michał Pazdan, który zaliczył dwa krótkie epizody w meczach z Wisłą i Lechem. - Czuję się coraz lepiej i walczę o miejsce w pierwszej jedenastce - zapewnia "Paździoch".

Wciąż nie wiadomo czy przy okazji odwołania od kartki Przybylskiego Górnik będzie domagał się ukarania przez Komisję Ligi stopera Lecha, który wyraźnie starał się oszukać sędziego.

Zapomnieli o stoperze

Tydzień temu wobec dramatu Mariusza Jopa do składu Górnika wskoczył Adam Danch. Młody zawodnik szybko zaaklimatyzował się na nowej pozycji i już po meczu z Wisłą zbierał bardzo pochlebne opinie. Jednak po tym, co 23-latek wyczyniał na środku defensywy zabrzan w meczu z Lechem znalazł się w jedenastkach kolejki niemalże wszystkich mediów, w tym jedenastce kolejki naszego portalu.

Gra Dancha, który dotychczas występował głównie w środku pola i na boku defensywy tak przypadła do gustu fanom Trójkolorowych, że to w osobie zawodnika z Rudy Śląskiej, a nie strzelca dwóch bramek Marcina Wodeckiego sympatycy beniaminka ekstraklasy upatrywali bohatera niedzielnych zawodów.

- Zdrowa rywalizacja jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Cieszę się, że Adam wykorzystał swoją szansę i wzmocnił rywalizację o miejsce na środku defensywy. Nikt w drużynie nie może mieć miejsca za darmo, każdy pozycję musi sobie wywalczyć przez ciężką pracę na treningach. Na tej rywalizacji zyskają i Adam i Mariusz Jop, kiedy już będzie w pełni sił - uważa Wałdoch.

Murawa jak klepisko

Podczas pomeczowej konferencji prasowej trener Adam Nawałka nie posiadał się ze złości. Szkoleniowiec Górnika już po meczu z Wisłą narzekał na stan murawy zabrzańskiego stadionu, ale tym razem padły dużo ostrzejsze słowa.

- Dotychczas starałem się nie zabierać głosu w tej sprawie, ale nie można milczeć, kiedy przez fatalny stan płyty zawodnicy zaczynają łapać kontuzje - wściekał się opiekun zabrzan, mając na myśli uraz Grzegorza Bonina. - Mam nadzieję, że do meczu z Polonią odpowiedzialni ludzie doprowadzą boisko do stanu używalności - dodał 53-letni szkoleniowiec.

Zdanie Nawałki podzielał Jacek Zieliński. - Jestem tutaj nie po raz pierwszy, ale tak słabo przygotowanej płyty w Zabrzu jeszcze nie widziałem - stwierdził trener Lecha.

Zgrzytów organizacyjnych było więcej. Pierwszy gwizdek sędziego opóźnił się o siedem minut z powodu źle zamocowanej siatki przy jednej z bramek, a organizatorzy zapomnieli o minucie ciszy ku pamięci zmarłego w czwartek Antoniego Franosza, pierwszego kapitana drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.

Pepperoni z podwójnym serem

Do niecodziennego zdarzenia doszło tuż przed odjazdem autokaru z drużyną Lecha do Poznania. Zespół mistrza Polski odwiedził bowiem... dostawca pizzy przekazując kierownikowi drużyny kilkanaście pudełek z włoskim smakołykiem i obszerne opakowanie z sosami.

- Pepperonii z podwójnym serem - powiedział wręczając pizzę Łukaszowi Mowlikowi. Widok był o tyle niespodziewany, że dotychczas wszystkie drużyny goszczące przy Roosevelta stołowały się w drodze powrotnej, we wcześniej wynajętej restauracji. Z pewnością koszty były wyższe, ale jedzenie smaczniejsze i co najważniejsze zdrowsze.

Zważywszy na dietę zawodników mistrza Polski trudno się dziwić, ze na boisku poznaniacy poruszają się jak muchy w smole...

Kogut dla "Pszczółki"

Znacznie zdrowszą strawę po niedzielnym meczu będzie miał Marcin Wodecki. Strzelec obu bramek dla Górnika po końcowym gwizdku sędziego otrzymał od Stanisława Sętkowskiego tradycyjną drobiową nagrodę w postaci żywego koguta. - Ten to albinos - mówił ze śmiechem pan Stasiu prezentując okazałego biało-czarnego żywego ptaka wyhodowanego na własnym podwórku.

Dla popularnego "Pszczółki" jest to pierwsze tego typu wyróżnienie w tym sezonie. Na razie zajmuje ex equo pierwsze miejsce z trzema innymi zawodnikami. -Nic tak dobrze nie robi na formę jak rosołek na swojskim drobiu - żartował po meczu 22-letni skrzydłowy Górnika.

Drobiowa klasyfikacja po 10. kolejce ekstraklasy:

1. Mariusz Magiera
Tomasz Zahorski
Aleksander Kwiek
Marcin Wodecki - 1 kogut

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×