Mistrzostwo Legii kosztem "czerwonego" Górnika wciąż rozpala emocje (wideo)

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

15 czerwca 1994 roku na stadionie przy Łazienkowskiej Legia podejmowała Górnika w meczu ważącym o tytule mistrza Polski. Aby zabrzanie sięgnęli po 15. w historii tytuł mistrza kraju musieli pokonać warszawian, którzy przed tym meczem zajmowali fotel lidera i do mistrzostwa potrzebny był im remis.

W ostatniej kolejce sezonu 1993/94 o mistrzostwo Polski walczyły dwie drużyny. Na pierwszym miejscu plasowała się Legia, wyprzedzając w tabeli Górnika i GKS Katowice, który nie miał szans na mistrzowski tytuł ze względu na gorszy bilans spotkań z oboma wyprzedzającymi go drużynami. Ostatecznie katowicka drużyna pokonała Sokoła Pniewy 3:0 i zajęła drugie miejsce w ligowej tabeli, wyprzedzając Górnika, który w dość dziwnych okolicznościach zremisował w stolicy.

Od pierwszego gwizdka sędziego prym na boisku wiodła Legia, ale zabrzanie groźnie kontrowali. Po jednym z kontrataków śląska jedenastka dopięła swego. Lewym skrzydłem z piłką urwał się Jerzy Brzęczek i zagrał do Marka Szemońskiego, który w sytuacji sam na sam z bramkarzem wpakował piłkę do siatki. Już wtedy Górnik grał w osłabieniu, po czerwonej kartce, którą chwilę wcześniej obejrzał Henryk Bałuszyński.

Na tym jednak nie koniec popisów sędziego Sławomira Redzińskiego. Zaraz po przerwie arbiter z Zielonej Góry wyrzucił z boiska Grzegorza Dziuka, po wątpliwym faulu na Krzysztofie Ratajczyku. Grający w podwójnym osłabieniu zabrzanie dzielnie odpierali ataki Legii, aż do 67. minuty spotkania, kiedy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego jeden z warszawian zgrywał piłkę do Adama Fedoruka, który strzałem głową z kilku metrów doprowadził do wyrównania.

- Pamiętam tamten mecz bardzo dobrze. Było to bardzo dziwne spotkanie, głównie za sprawą dość dziwnych decyzji sędziego. Czas biegnie, a mimo to emocje wciąż są bardzo duże. Mistrzostwo Polski było wtedy na wyciągnięcie ręki, a boli szczególnie sposób, w jaki zostało nam ono odebrane - wspomina Tomasz Wałdoch, jeden z bohaterów meczu sprzed szesnastu lat, dziś dyrektor sportowy Górnika.

Po bramce wyrównującej dla stołecznej drużyny raz jeszcze na pierwszy plan wysunął się arbiter, który zdecydował się usunąć z boiska trzeciego zawodnika Górnika, pokazując czerwoną kartkę Jackowi Grembockiemu. Grający w ośmiu na jedenastu zawodników rywala zabrzanie nie potrafili już się podnieść i ostatecznie mecz zakończył się podziałem punktów. Wynik ten dawał mistrzowski tytuł Legii, a wobec zwycięstwa Gieksy degradował zabrzan na trzecie miejsce w ligowej tabeli.

- Tamto spotkanie oglądałem w telewizji, bo byłem już w Niemczech. Pamiętam, że płakałem patrząc na to, co wyczyniał sędzia - przyznał Michał Bemben, obrońca Górnika. Dość dziwnie potoczyły się po tym meczu losy sędziego Redzińskiego, dla którego jak się potem okazało było to ostatnie w karierze spotkanie prowadzone na szczeblu ekstraklasy. Po trzynastu latach, w sezonie 2007/08 na boiskach III ligi pojawił się syn arbitra z Zielonej Góry, Rafał Redziński.

- Emocje po tym meczu były ogromne. Pamiętam, że w mediach rozpętała się wielka kampania, ale ostatecznie nigdy historią tego meczu się nie zajęto - bezradnie rozkłada ręce legendarny zawodnik Górnika, Stanisław Oślizło. - Stadion Legii kojarzy mi się głównie z tym spotkaniem i porażką z Miedzią Legnica w finale Pucharu Polski. Nie mogę zbyt dobrze wspominać tego obiektu, ale mam nadzieję, że w niedzielę nasza drużyna podtrzyma dobrą passę i pokona Legię na jej terenie - dodał Wałdoch.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)