- Mieliśmy wszystkie stałe fragmenty gry uderzać na bramkę, bo wiedzieliśmy, że bramkarz nie jest najsilniejszym punktem Gieksy i piłka często płata mu figle. Jak się okazuje trenerzy mieli rację. Udało nam się w przeciągu dziewięciu minut strzelić trzy bramki i trzy punkty jadą do Łodzi - nie krył zadowolenia po końcowym gwizdku sędziego Marcin Smoliński.
W pierwszej połowie nic nie wskazywało na to, że łódzką drużynę stać będzie na wywiezienie ze stolicy Górnego Śląska chociażby punktu. - W pierwszej połowie "nie dojechaliśmy" i gdyby Gieksa wykorzystała wszystkie swoje sytuacje schodzilibyśmy z trzybramkową stratą i pewnie nie mielibyśmy zbyt wiele do powiedzenia - przyznał pomocnik łodzian.
- Nie zagraliśmy jakiegoś super meczu, ale mieliśmy stałe fragmenty gry, które zamieniliśmy na bramki i przechyliliśmy szalę zwycięstwa na naszą stronę. W sobotę punkty straciła czołówka, my wygraliśmy i trzymamy dystans nad resztą stawki. To cieszy, bo wielu skazywało nas na miejsce w środku stawki, a my walczymy o awans i jesteśmy obecnie tego celu najbliżej - przekonuje gracz ŁKS-u.
Prawdziwą przemianę drużyna trenera Andrzeja Pyrdoła przeszła w przerwie meczu. - Powiedzieliśmy sobie w szatni kilka bardzo ostrych słów. Jesteśmy liderem i nie mamy prawa grać w takim stylu, jak zagraliśmy w pierwszej połowie. Wyszliśmy na drugą połowę z przekonaniem, że przede wszystkim nie możemy tego meczu przegrać. Szybko strzeliliśmy bramkę, potem dołożyliśmy dwie kolejne. Mamy lidera i myślę, ze to końca tej rundy już go nie oddamy - uważa popularny "Smoła".
W czołówce tabeli panuje duży ścisk. Obok ŁKS-u ekstraklasowe aspiracje zgłaszają także Podbeskidzie, Piast Gliwice i Sandecja Nowy Sącz. - Podbeskidzie może nam deptać po piętach, bo mniej ważne jest to, czy na koniec sezonu awansujemy z pierwszego czy drugiego miejsca. Musimy cały czas trzymać na dystans Piasta i Sandecję, bo te zespoły też potrafią grać w piłkę i nie odpuszczą. Prawdę mówiąc jest mi obojętne czy obok nas awansuje Podbeskidzie, Piast czy Sandecja. Ważne żeby w ekstraklasie był ŁKS - podkreśla ambitny zawodnik.
Przed łódzką drużyną ciężkie starcie z Sandecją. W spotkaniu z nowosądecka drużyną ŁKS będzie musiał sobie poradzić bez Smolińskiego. - Jestem wściekły, bo dostałem głupią żółtą kartkę, a że jest to moja czwarta w tym sezonie z Sandecją nie zagram. Do drużyny wraca "Miętowy" [Marcin Mięciel - przyp. red.] i mam nadzieję, że chłopaki sobie poradzą. Na własnym stadionie straciliśmy punkty tylko po remisie z Piastem i będziemy chcieli podtrzymać dobrą passę - zapowiada lider drużyny z Alei Unii.