Marcin Frączak: Legia w ostatnich minutach wyrwała Górnikowi komplet punktów na Łazienkowskiej. Jak pan ocenia to spotkanie?
Sebastian Szałachowski : Mecz nie ułożył się dla nas zbyt szczęśliwie. Defensywnie nastawiony Górnik strzelił po przerwie gola, po czym jeszcze zacieśnił obronę. To był mecz walki, o wyniku którego zadecydowały dwa stałe fragmenty gry świetnie wykonane przez Tomka Kiełbowicza. Jeszcze raz potwierdziło się, że w piłce opłaca się grać do końca.
W spotkaniu Pucharu Polski ze Śląskiem Wrocław strzelił pan dla Legii dwa gole, a mecz z Górnikiem zaczął pan ledwie od ławki rezerwowych. Wszedł pan dopiero po przerwie. Czy był pan zaskoczony takim obrotem sprawy?
- Nie, nie jestem tym zaskoczony. Coś takiego zawsze muszę brać pod uwagę, nawet po meczach w których strzelam gole. Trener ma po prostu duże pole manewru. W kadrze Legii jest wielu dobrych zawodników, dlatego cały czas trzeba walczyć o miejsce w podstawowym składzie.
Legia w ostatnich latach jeśli miała kłopoty, to najczęściej w meczach wyjazdowych. U siebie najczęściej wygrywała. Tymczasem w tym sezonie wszystko zostało niemal wywrócone do góry nogami. Porażka u siebie z Bełchatowem, z Lechią Gdańsk, niewiele brakowało, aby mecz z Górnikiem też zakończył się nie po myśli Legii. Co się dzieje z zespołem w meczach rozgrywanych przy Łazienkowskiej?
- Trudno powiedzieć co się dzieje. Wygraliśmy 2:1 i to się liczy. Wiele zespołów przyjeżdżających do Warszawy nastawia się na defensywę. Zmuszeni jesteśmy do gry w ataku pozycyjnym. Z Lechią, podobnie jak z Górnikiem, byliśmy częściej przy piłce, ale wystarczył moment zawahania i zrobił się problem. Z Górnikiem jednak wygraliśmy. Na wyjazdach nasi przeciwnicy już tak kurczowo się nie bronią, łatwiej nam jest rozgrywać piłkę.
A może atmosfera panująca na meczach przy Łazienkowskiej bardziej uskrzydla rywali niż zawodników Legii?
- Być może coś w tym jest. Niektórzy zawodnicy rywali rozgrywają mecze życia. Jeśli jeszcze na dodatek przeciwnik nastawiony bardzo defensywnie strzeli nam gola, to bardzo trudno się nam gra.
Przed Legią teraz mecz z Jagiellonią Białystok, z liderem. To będzie jeden z nielicznych zespołów, które na Legię nie przyjadą się bronić?
- Na pewno poprzeczka będzie jeszcze wyżej postawiona niż w meczu z Górnikiem. Będziemy musieli zagrać znacznie lepiej, przyjedzie przecież do nas lider, do którego chcemy zmniejszyć dystans. Przyjedzie lider, który zagra otwartą piłkę. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić tego, że Jagiellonia miałaby się nastawić na grę defensywną.
Jagiellonia wygrała już z Wisłą, z Lechem, z Polonią Warszawa. Brakuje jej jeszcze zwycięstwa nad Legią! Jeśli tak by się stało Jaga będzie miała na rozkładzie wszystkie zespoły, które były typowane do gry o mistrzostwo Polski. Jak zatem pokrzyżować jej plany, jak wygrać z Jagiellonią?
- Musimy od początku ruszyć do ataku, konsekwentnie wierzyć w zwycięstwo. Jestem przekonany, że trener opracuje taką taktykę, która da nam trzy punkty. Jagiellonia z pewnością nie ułatwi nam zadania. Jest na pierwszym miejscu, jej zawodnicy czują się mocni psychicznie.
Najłatwiej byłoby wyłączyć Tomka Frankowskiego z gry!
- No tak, ale łatwiej się mówi, a trudniej to zrobić. Tomek jest we wspaniałej formie. Strzelił grubo ponad sto goli w polskiej ekstraklasie. Ostatnio trafia regularnie, ale Jagiellonia to nie tylko Frankowski. Są też inni, jak choćby Kamil Grosicki.
Jagiellonia, najbliższy przeciwnik Legii, jest liderem. Jest na miejscu na, który większość kibiców widziała przed sezonem Legię, Lecha, czy Wisłę. Jak duże to dla pana zaskoczenie?
- Jagiellonia już w poprzednim sezonie spisywała się bardzo dobrze. Zwłaszcza w drugiej części sezonu. Zdobyła przecież Puchar Polski. Ma wyrównaną kadrę, a co ważne jest zgranym zespołem. To od początku ligi procentuje.