W niedzielnym pojedynku z Ruchem w Chorzowie Jasmin Burić dostroił się do poziomu swoich kolegów i zagrał fatalnie. Można mieć do niego pretensje za brak reakcji w 61. minucie, kiedy najpierw beztrosko wyszedł z bramki, a potem się cofnął, w ogóle nie interweniując. Piłka po główce Janoszki wpadła do siatki. Ponadto wcześniej, w 27. minucie prawie pokonał go z rzutu rożnego Gabor Straka, ale Bośniaka uratowała poprzeczka. Dlaczego Burić wszedł w ogóle do bramki? Na początku sezonu pewniakiem był przecież Krzysztof Kotorowski. To dzięki jego interwencjom w konkursie rzutów karnych w meczu przeciw Interowi Baku Lech w ogóle gra w pucharach. Później do składu wskoczył Burić i występował w większości meczów. Niestety nie przyniósł Lechowi tyle szczęścia, co Kotorowski. Z Buriciem w bramce w dziesięciu spotkaniach ligowych Lech zdobył osiem punktów, sześć razy przegrywając. Do każdej porażki ten zawodnik dołożył swoją cegiełkę. Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy to tylko kwestia pecha, czy też dyspozycji, to wystarczy przypomnieć, że Bośniak popełniał poważne błędy w sześciu meczach w tym sezonie. Widzew, GKS Bełchatów, Legia, Zagłębie, Górnik i Ruch chętnie skorzystały z prezentów golkipera. W wyżej wymienionych spotkaniach Lech zdobył jedynie punkt (w Łodzi).
W premierowej kolejce ekstraklasy bramkarza pokonał Sernas z Widzewa. Burić wypuścił piłkę po jego strzale tak niefortunnie, że ta wtoczyła się do bramki. - Nie mam pretensji do Jasmina za tego gola, bo moim zdaniem był zasłonięty - bronił swojego podopiecznego trener bramkarzy, Paweł Primel. Nie lepiej było w prestiżowym meczu z Legią. Cała drużyna Lecha zagrała bardzo słabo w drugiej połowie, a Burić, zamiast jej pomóc, przyczynił się do porażki. Najpierw przepuścił słaby strzał po ziemi Michała Kucharczyka, a w końcówce gola strzelił Bruno Mezenga po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Szczególnie za tę drugą bramkę odpowiada "Jasiek", który wyszedł do górnej piłki, po czym się cofnął. To była sytuacja bliźniaczo podobna do tej z niedzielnego meczu. Golkiper pewny swoich umiejętności podejmuje trafne decyzje i nie może pokazać niezdecydowania. - W takiej sytuacji nie można się zawahać. Trzeba zdecydować - albo wychodzę i łapię, albo zostaję na linii i bronię. Burić wykazał się niezdecydowaniem - ocenia Jacek Przybylski, były bramkarz Lecha.
W przegranym meczu z GKS Bełchatów lechici stracili ligowe punkty w przedziwnych okolicznościach. Przeciwnicy wykonywali rzut wolny pośredni z 12 metrów, a Bośniak zamiast stać na linii, dołączył do kolegów z muru i nie zdążył dobiec do Popka. Ten mocnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Kolejna porażka 0:1, ale tym razem z Zagłębiem stała się faktem dzięki Mateuszowi Bartczakowi i... Buriciowi. Strzał z 74. minuty był mocny, ale oddany z ponad dwudziestu metrów. Poza tym piłka nie zmierzała w samo okienko. Młody Bośniak mógł interweniować nieco lepiej. - Moim zdaniem strzał był bardzo silny i zaskakujący. Wątpię, żebym to ja odpowiadał za tego gola - usprawiedliwiał się nie po raz pierwszy "Jasiek".
Chluby nie przyniesie także puszczenie dwóch goli w starciu z Górnikiem Zabrze. W przypadku drugiej bramki bośniacki golkiper przepuścił strzał Wodeckiego, który nie miał prawa wpaść.
Kolejne 0:1 było w niedzielę, a w bramce zobaczyliśmy Buricia. Zatem należy sobie zadać pytanie, dlaczego po dwóch udanych meczach z Wisłą i Cracovią Krzysztof Kotorowski nie mógł pozostać w bramce, skoro nie popełnił żadnego błędu?