7. miejsce to dobry wynik, ale chciałbym osiągnąć więcej - rozmowa z Dominikiem Nowakiem, trenerem Górnika Polkowice

To będzie bardzo spokojna zima w Polkowicach. Górnik zakończył rundę jesienną na 7. miejscu w tabeli, a w ostatnim meczu przełamał wyjazdową niemoc. Trener Dominik Nowak podkreśla jednak, że podchodzi do swojej pracy bardzo ambitnie i chciałby zbudować zespół, który niebawem powalczy o najwyższe cele w I lidze. Szkoleniowca beniaminka nie zraża nawet nie najlepiej układająca się współpraca z dyrektorem sportowym Piotrem Korczakiem.

Szymon Mierzyński: Po meczu z Wartą 7. pozycję na koniec rundy określił pan jako przyzwoitą. Wydaje się jednak, że można o niej powiedzieć jeszcze lepiej...

Dominik Nowak: Z pewnością tak, ale ja zawsze chciałbym iść do przodu. W ubiegłych rozgrywkach wywalczyliśmy awans, lecz zajęliśmy 2. miejsce i wcale nie byłem do końca zadowolony. Podobnie jest teraz. Przed nami przerwa zimowa. To dobry czas, by przeprowadzić analizę i zabrać się do pracy. Uważam, że mamy co robić, by osiągnąć optimum. Minione pół roku to aklimatyzacja w I lidze. Zderzymy się z nowymi realiami, zdobyliśmy 25 punktów, jednak nie można popadać w hurraoptymizm. W dalszym ciągu trzeba szukać progresu.

Czy przed sezonem drużyna miała postawiony jakiś konkretny cel?

- Nie. Ja natomiast miałem wysokie ambicje i uważałem, że stać nas na walkę w górnej połowie tabeli. To udało się zrealizować, więc mogę być w miarę zadowolony. W kilku spotkaniach mogliśmy wprawdzie pokusić się o lepszy wynik, ale były też mecze, w których nie spisywaliśmy się zbyt dobrze, a punktowaliśmy.

Runda w waszym wykonaniu wyglądała dobrze, ale głównie ze względu na świetną postawę na własnym stadionie. Na wyjeździe wygraliście po raz pierwszy dopiero w Poznaniu. Skąd taki kontrast?

- Dokładną odpowiedź na to pytanie poznam po analizie wszystkich spotkań. Być może problem tkwił w mentalności. Nie powiodło nam się jeden raz, potem drugi i w psychice zawodników mogła zrodzić się myśl, że trudno będzie zwyciężyć poza domem. Cieszę się, że wreszcie nadeszło przełamanie. Triumf w Poznaniu jest dla nas niezwykle istotny i na pewno wprowadzi nieco spokoju przed zimą. Gdyby nie udało się wygrać, to wyjazdowa niemoc chodziłaby nam po głowach.

Co musi się stać, by stadion w Polkowicach wypełnił się kibicami? Gracie dobrze, ale frekwencja nie dopisuje. Jedyną szansą na "ożycie" trybun jest awans do ekstraklasy?

- Chciałbym, żebyśmy w przyszłości znaleźli się w ekstraklasie. W tym kontekście cieszą mnie wyniki wyborów samorządowych. Pan Wiesław Wabik, który pozostanie burmistrzem miasta, jest zagorzałym sympatykiem Górnika i zawsze mogliśmy liczyć na jego pomoc. Trzeba tylko poukładać sprawy organizacyjne w klubie i stworzyć podwaliny pod późniejsze sukcesy.

Jak układa się pańska współpraca z dyrektorem sportowym Piotrem Korczakiem? Latem doszło do dość dziwnej sytuacji, gdy zaprosił pan na testy Łukasza Ganowicza, a dyrektor wszystko odwołał, bo rzekomo nic o tej sprawie nie wiedział...

- Zacznijmy od tego, ze mi zawsze zależy, by współpraca z władzami klubu układała się jak najlepiej. Nie ukrywam natomiast, że to ja odpowiadam za sprawy sportowe i chcę mieć wpływ również na transfery. Co do sprawy Ganowicza, to wolałbym nie wracać do przeszłości. Zamierzam skupić się na tym, co przede mną. Uważam, że każdy może dołożyć swoją cegiełkę do tego, by drużyna grała jak najlepiej.

Czy udało się panu porozumieć z dyrektorem na tyle, by takie dziwne zdarzenia nie miały miejsca w przyszłości?

- Odpowiem w ten sposób: taki stan rzeczy na pewno nie jest komfortowy. Konflikt trenera z dyrektorem działa na niekorzyść obu stron. Nasze stosunki są oschłe, ale podkreślam, że jestem osobą, która w każdej chwili jest gotowa usiąść do okrągłego stołu. Jeśli będziemy rozmawiać, osiągniemy konsensus w pewnych kwestiach i moje koncepcje będą brane pod uwagę, to zawsze jestem otwarty na współpracę.

Był taki moment w rundzie jesiennej, gdy skrytykował pan sytuację organizacyjną klubu. Mówiło się wtedy nawet o pańskiej dymisji. Czy ta sprawa została już wyjaśniona? Na pewno w dużym stopniu obroniły pana wyniki...

- To zdarzenie miało miejsce jakiś czas temu, gdy do rozegrania było jeszcze sporo spotkań. Nie miałem więc pewności, czy miejsce w tabeli będzie moim sprzymierzeńcem. Nie zamierzam odcinać się od słów, które wtedy padły. Uważam, że powiedziałem prawdę, a to powinno pobudzić drugą stronę do działania.

Uważa pan, że teraz - po wyborach samorządowych - powinny zajść jakieś zmiany w klubie, czy raczej to pana nie interesuje?

- To są zagadnienia, które nie znajdują się w moich kompetencjach. Ja nie odpowiadam za takie decyzje. Bez względu na to co się wydarzy, jestem gotów współpracować z każdym, jeśli to może pomóc Górnikowi.

Jak pan widzi przyszłość swojej drużyny? Czy zima przyniesie poważne zmiany kadrowe?

- Trudno formułować takie opinie tuż po ostatnim spotkaniu rundy jesiennej. Jakieś zmiany na pewno nastąpią, ale na razie nie wiem, czy będzie to tylko kosmetyka, czy też coś poważniejszego. Niebawem spotkam się z prezesem oraz syndykiem klubu i przedstawię im swoją wizję. Jeśli zostanie ona zaakceptowana, to ruszymy do wytężonej pracy.

Patrząc na przebieg rundy, chyba jednak trudno spodziewać się kadrowego wstrząsu...

- Musimy przede wszystkim poprawić kilka rzeczy. Górnik powinien grać bardziej ofensywnie, bo 18 zdobytych bramek to nie jest zadowalający rezultat. Trzeba też popracować nad obroną. Tutaj w przekroju całej rundy było nieźle, ale ostatni mecz z Wartą pokazał, że są jeszcze pewne braki. Rywal stworzył bardzo dużo sytuacji strzeleckich, tyle że ich nie wykorzystał. Co do zmian personalnych, to nie będę operować nazwiskami. Jeśli będziemy dokonywać wzmocnień, to muszą do nas przyjść zawodnicy przyszłościowi, którzy pograją w Polkowicach dłużej niż pół roku. Trzeba stworzyć taki potencjał, który zagwarantuje nam spokojną wiosnę i stwarzanie dobrych widowisk, a w dalszej perspektywie walkę o najwyższe cele.

Źródło artykułu: