Przemek Tytoń to najlepszy bramkarz w Eredivisie - rozmowa z Mateuszem Prusem, bramkarzem Rody Kerkrade

W młodym wieku przeszedł dwie operacje na dwóch nogach - rekonstrukcje przyczepów mięśniowych, które oderwały się z kością. Teraz gra w Rodzie Kerkrade, ale to nie mowa o Przemysławie Tytoniu, lecz o Mateuszu Prusie, zmienniku reprezentanta Polski.

W tym artykule dowiesz się o:

Bartosz Zimkowski: Mogliśmy dzisiaj nie rozmawiać. Teraz jesteś bramkarzem Rody Kerkrade, ale kilka lat temu mogłeś stracić nogi...

Mateusz Prus: Miałem dwie operacje na dwóch nogach - rekonstrukcje przyczepów mięśniowych, które oderwały się z kością.

Brzmi jak scenariusz z jakiegoś horroru…

- Bo tak było. To nie stało się nagle. Musiało minąć trochę czasu, żeby doprowadzić do takiego stanu. Winne były zbyt ciężkie treningi w młodym wieku i prawdopodobnie zbyt duża eksploatacja organizmu.

Jak się z tego pozbierałeś?

- Dobre pytanie. Rehabilitację i operację przechodziłem z dala od domu, więc raczej samemu trzeba było się zebrać. W Łodzi miałem świetnych ludzi, którzy mnie prowadzili i pewnie czasem bardziej wierzyli niż ja, że uda się wrócić na boisko. Nikt nie dawał mi stuprocentowej pewności, że wszystko będzie tak jak kiedyś. Poza tym rodzice płacili za zabiegi i łatwo nie było. Chwała też lekarzom za udanie przeprowadzone operacje. Mogłem zostać inwalidą, gdyby zabieg się nie udał. Zwłaszcza ten pierwszy był strasznie ryzykowny. Jeden błąd i… noga mogła być sparaliżowana.

Wszystko się dobrze skończyło, bo trafiłeś do Rody.

- Tak. Najpierw były sygnały od menedżera i od osób z nim współpracujących w kierunku Rody. Następnie zostały wysłane mecze na DVD, w których ja grałem. Wówczas dostałem zaproszenie na 9-dniowe testy, będąc bramkarzem Hetmana. Później przyjechał skaut i trener bramkarzy na mój mecz z Pogonią Szczecin i na jeszcze jeden. Testy były w marcu.

Jak wypadłeś?

- Byłem zdziwiony, że taki klub, który mógł sobie pozwolić na ściągnięcie bramkarza grającego w znacznie lepszej lidze niż ja i przy okazji bardziej doświadczonego, wybrał właśnie mnie. Same testy wypadły nieźle. Na tyle dobrze, że nie zostałem trzecim bramkarzem, lecz drugim.

Jaka była twoja reakcja? Myślałeś, że może ktoś sobie żartuje, że masz jechać na testy do Rody?

- Nie, nie (śmiech). Znam mojego menedżera i jak to powiedział, to rozsądek kazał mi wierzyć. Zdarzyło się kilka razy w moim życiu, że coś miało być, a jednak nie wydarzyło się, chociaż brakowało niewiele. Wolałem zatem zaczekać do momentu aż zobaczę kontrakt i złożę podpis. Dla Rody było to trochę ryzykowne, ponieważ pierwszy bramkarz też jest młody i nie jest mocno doświadczony.

Długo spierałeś się o wysokość pensji czy raczej pomyślałeś: "Lepiej szybko podpisać zanim się rozmyślą!"?

- Z Polski wyjeżdżałem z licznymi długami i nawykami w stylu: poczekamy, zobaczymy - może mi zapłacą, a może nie. Tam dowiedziałem się, że nie ma prawa być poślizgu. To już nakazywało mi nie zastanawiać się długo nad warunkami. Podpisałem kontrakt do 2014 roku.

Zamierzasz go wypełnić czy wcześniej zmienisz klub?

- Nie myślę o tak dalekiej przyszłości. Trzeba się skupić na tym co jest teraz, na ciągłym udowadnianiu, że inwestycja i ryzyko się opłaciły.

Teraz jesteś zmiennikiem Przemysława Tytonia. Ile czasu sobie dajesz, żeby wygryźć go ze składu?

- (śmiech). Jak na razie Przemek to już nie gwiazda Rody, ale gwiazda całej ligi holenderskiej. W tym momencie to na pewno najlepszy bramkarz Eredivisie. Ja na razie poprawiam to, co jest do poprawienia i czekam bardziej na jego odejście.

Mateusz Prus na treningu Rody / Fot. Archiwum M.Prusa

Im lepiej Przemek będzie grał, tym większe szanse dla ciebie?

- Tak to działa. Myślę, że zimą nie odejdzie. To za wcześnie.

Przemek radzi sobie z presją, która na nim ciąży?

- Myślę, że większa presja była na początku tej rundy. Były spore oczekiwania w stosunku do niego, ponieważ wcześniej miał bardzo dobre miesiące. Teraz tak naprawdę ma z górki.

Mówi się, że bramkarze w klubie są albo bardzo dobrymi kumplami, albo największymi wrogami. Jak jest z wami?

- Zdecydowanie to pierwsze. Na początku potrzebowałem pomocy, żeby "wejść do drużyny", ale również w życiu codziennym, najprostszych sprawach i takową pomoc otrzymałem. Jestem wdzięczny Przemkowi za to. Ja staram się na treningach służyć mu pomocą. Ogólnie kontakt mamy super i raczej się to nie zmieni.

Pewnie jednak zazdrościsz mu, że gra, a tobie nie dane było jeszcze zadebiutować?

- Spokojnie, jestem tutaj dopiero pięć miesięcy. Myślę, że ten czas jest dla mnie nieoceniony. Zrobiłem ogromny postęp, trenuję ciężko i mam możliwość dodatkowych zajęć, aby poprawić jakieś słabsze punkty. Na razie gram w drugiej drużynie i idzie nam naprawdę dobrze. Na więcej przyjdzie czas, choć na pewno chciałbym zadebiutować w pierwszym zespole. Szkoda, że Puchar Holandii jest traktowany na równi z ligą i nie ma mowy o zmianach. Trener gra podstawowym składem.

Jak cie oceniają trenerzy?

- Trzeba ich oto zapytać. Mówią, że moja szansa jeszcze przyjdzie. Nie ma na razie żadnych konkretów.

Może to wina języka holenderskiego, który łatwy do nauczenia nie jest?

- To na pewno trudny język. Uczę się go, choć mam lekcje raz w tygodniu. Czasami dwa razy. Ten język jest podobny do tych germańskich, z którymi miałem do czynienia tylko w przypadku przełączania kanału w telewizorze z RTL na DSF.

Wracając do Rody. O co walczycie w tym sezonie?

- O europejskie puchary. Niektórzy liczą nawet na miejsce na podium. Drużyna jest mocna. Uważam, że jeśli nie będzie zbyt wiele problemów zdrowotnych, tak jak ostatnio, to możemy zająć trzecią pozycję za PSV i Twente. Ajax gra słabo i nie zanosi się na lepszą grę.

Ostatnio nie dostajesz powołań do reprezentacji Polski. Dlaczego tak się dzieje?

- Grałem w U-15, 16 i 17. Potem miałem dwuletnią przerwę na kontuzję, o której już wspominałem. Zostałem zapomniany i gdy grałem w Zagłębiu Sosnowiec otrzymałem powołanie do kadry U-20. Zagrałem jeden mecz, nie puściłem gola. Później kolejnych nominacji już nie było, co mi w żaden sposób nie przeszkadza.

Nie chciałbyś grać w kadrze narodowej?

- W reprezentacji grałem bardzo regularnie. Rozegrałem niecałe 30 meczów. Później przydarzyła mi się kontuzja i nawet nikt nie zapytał co się ze mną dzieje. Jakoś nie tęsknię za nagłym przypominaniem się o mnie, choć na pewno chciałbym grać w kadrze.

***

Mateusz Prus:

Urodzony: 09.03.1990 r. w Zamościu

Wzrost: 187 cm

Pozycja: bramkarz

Poprzedni klub: Zagłębie Sosnowiec

Sukcesy: gra w reprezentacji Polski U-15, U-16, U-17, U-20

Źródło artykułu: