Przedsezonowa gorączka i ligowa rzeczywistość
Sezon na Legii rozpoczął się w czerwcu. W tedy to budowa nowego stadionu zbliżała się ku końcowi, na Łazienkowską przyjechali nowi gracze z różnych stron świata, w mediach widać i słychać było reklamy zachęcające do przyjścia na mecze w nadchodzącym sezonie a na budynku w centrum miasta zawisły dwa kilkudziesięciometrowe płachty przedstawiające nowych piłkarzy Wojskowych.
Po naprawdę gorącym lecie przyszedł jednak czas na to, co najważniejsze, czyli na grę. Kibice omamieni niespodziewaną grą piłkarzy w spotkaniu z Kanonierami (mecz zakończył się wynikiem 6:5 dla Arsenalu) oczekiwali zwycięstw od samego początku. Rzeczywistość ligowa okazała się jednak mniej kolorowa niż nowy obiekt przy Łazienkowskiej wypełniony kibicami. W pierwszych kolejkach nikt nie potrafił powiedzieć jaka ta nowa Legia jest. Wysoka przegrana z Polonią w derbach stolicy, porażka u siebie z GKS-em Bełchatów oraz z chorzowskim Ruchem i Zagłębiem Lubin na wyjeździe, były przeplatane z istnymi horrorami, które urządzali piłkarze własnym kibicom. Z Cracovią i Lechem bramki zwycięskie padały kolejno w 94. i 88. minucie meczów.
Moment krytyczny i dwa tygodnie przerwy
Już w szóstej kolejce mówiło się o dymisji trenera Macieja Skorży ale ten zrehabilitował się pokonaniem Lecha. W ósmej kolejce rozpoczął się marsz Legii w górę, zainicjowany jednak porażką u siebie z Lechią 3:0 - Momentem krytycznym był mecz z Lechią Gdańsk. Siedzieliśmy ze sztabem szkoleniowym parę ładnych godzin i w środku nocy opuszczaliśmy klub. Zastanawialiśmy się co dalej zrobić, by poprawić tą sytuację. W tedy była przerwa w grze, bo mieliśmy dwa tygodnie na reprezentację - mówił trener Skorża.
W poniedziałek w następnym tygodniu Legioniści udali się na cztery dni do Ełku. Tam pokonali lokalnego Mazura, po czym wrócili do Warszawy. Szczęściem w nieszczęściu dwóch tygodni opłakiwania wysokiej porażki z Lechią było to, że w weekend, w którym grała reprezentacja, Wojskowych czekał charytatywny mecz z ADO Den Haag. Spotkanie to przy ponad 20 tysięcznej publiczności i wygrana dzięki bramce Marcina Komorowskiego pozwoliła piłkarzom zapomnieć o ostatniej porażce - Myślę, że rzeczowa analiza tego, co się wydarzyło, rozmowa z zawodnikami na zgrupowaniu w Ełku a później mecz z Den Haag pozwoliły wyjść nam z kryzysu. W meczu towarzyskim z Holendrami zagraliśmy już inaczej niż we wcześniejszych spotkaniach. Zagraliśmy bezpieczniej, głębiej na swojej połowie i to już wyglądało lepiej w naszym wykonaniu - kontynuuje trener.
Powrót na właściwe tory
Te dwa tygodnie pozwoliły szkoleniowcowi Legii postawić swoją drużynę do pionu. Prawdziwym fenomenem okazał się Mirosław Radović, powracający do formy sprzed kilku lat - Rado dostał więcej swobody i w pewnym momencie wystarczyło mu nie przeszkadzać i sam wiedział co robić. To był najbardziej kreatywny zawodnik Legii w drugiej połowie rundy, podawał i strzelał. Nie powiem, że to ja go zmieniłem, bo to Radović pomógł sobie najbardziej - ocenia zawodnika Skorża. Ze składu na dobre wypadli za to Ariel Cabral i Marijan Antolović
W kolejnych spotkaniach warszawiacy zanotowali pięć zwycięstw z rzędu. Później przyszła wysoka porażka z krakowską Wisłą a nie koniec komplet sześciu punktów z Arką oraz Polonią Bytom - Następne były dwa wygrane wyjazdowe mecze z Widzewem i Koroną, i w tedy drużyna odpaliła. Mamy prawo myśleć, że trafiliśmy w tedy z idealnym ustawieniem pomocy i obrony. W końcu jednak zaczęliśmy się z piłkarzami rozumieć. Koniec końców wylądowaliśmy na trzecim miejscu niedaleko od Jagiellonii. To było niezwykle trudne dla drużyny, ta rewolucja na boisku i w szatni. Zawodnicy okazali się dojrzali i profesjonalni. Rzetelna praca i determinacja będzie cechować naszą grę również na wiosnę - zakończył trener.