Na tropie "sprawy Sotirovicia", czyli (nie)monitoring mediów przez PZPN

W poniedziałek piłkarską Polskę zbulwersowało wyznanie zawodnika Śląska Wrocław, Vuka Sotirovicia, który na łamach Przeglądu Sportowego powiedział, że całkiem niedawno zetknął się z propozycją korupcyjną. Sprawą jeszcze tego samego dnia zajął się rzecznik dyscyplinarny PZPN, ale czemu nie zrobił tego niemal dwa miesiące temu, kiedy Sotirović pierwszy raz wspomniał o otrzymaniu propozycji korupcyjnej?

- Kiedy już grałem w Śląsku, dostałem propozycję odpuszczenia spotkania, ale odmówiłem. Nie ma takich pieniędzy, za które mógłbym ubrudzić swoje nazwisko. Powiadomiłem odpowiednie osoby w klubie, że ktoś usiłuje grać nieuczciwie. Mam satysfakcję, bo zapowiedziałem, że na pewno zagram w tym meczu na sto procent i zdobędę bramkę. I tak się stało - cytuje słowa Sotirovicia Michał Guz z Przeglądu Sportowego.

W poniedziałek późnym popołudniem na słowa Sotirovicia zareagował PZPN. Na stronie Związku czytamy (pisownia oryginalna): "W związku z dzisiejszymi doniesieniami prasowymi ("Propozycja korupcyjna" w Przeglądzie Sportowym) dotyczącymi propozycji korupcyjnej, jaką rzekomo otrzymał zawodnik Śląska Wrocław, Vuka Sotirowicz, Rzecznik Dyscyplinarny PZPN podjął działania wyjaśniające. W najbliższym czasie zawodnik, a także kierownictwo klubu Śląsk Wrocław zostaną przesłuchani w tej sprawie".

Ktoś pomyśli: sprawna reakcja PZPN. Otóż nie! Zasadne zdaje się być pytanie: czemu tak późno? Przecież te słowa Sotirovicia padły już w listopadowym numerze Magazynu Futbol w rozmowie Serba z Konradem Kaźmierczakiem:

"Spotkałeś się w Polsce z propozycją korupcyjną?

- Kiedyś miałem takie propozycje i nie chciałem grać w takich spotkaniach, dlatego przyjechałem do Polski. Tutaj spotkałem się z korupcją dwukrotnie. Na przykład, kiedy broniłem barw bydgoskiego Zawiszy w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec. Ale ja w ogóle nie reagowałem na takie oferty. Drugą propozycję korupcyjną miałem już, gdy byłem zawodnikiem Śląska Wrocław. Nieważne o jaki mecz chodzi. Powiem tak - nie ma takiej kwoty, za którą ja ubrudziłbym sobie nazwisko. Ja mogę przyjąć pieniądze za to, że muszę wygrać spotkanie. Z tym, że gdy ja wychodzę na boisko, to nie myślę o kasie."

Portal SportoweFakty.pl pytanie o spóźnioną o niemal dwa miesiące reakcję Związku zadał jego rzecznik, Agnieszce Olejkowskiej. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że po publikacji w Magazynie Futbol informacja o tym nie dotarła do Związku, więc siłą rzeczy ten nie mógł podjąć działań. Zrobił to teraz, ponieważ dostał niepokojący sygnał po wypowiedzi Sotirovicia dla Przeglądu.

Ciekawe czy gdyby Przegląd Sportowy nie odgrzał dwumiesięcznego "kotleta" w sezonie ogórkowym (bo nie wydaje się, że przebywający na urlopie w ojczyźnie Sotirović ograniczyłby się do niemal identycznej wypowiedzi dla PS, co dla MF i dziennikarz PS nie pociągnąłby zawodnika za język), a w ślad zanim nie poszły wszystkie polskie portale, Polski Związek Piłki Nożnej podjąłby jakiekolwiek działania w tej sprawie? Nie chce się wierzyć w to, że w piłkarskiej centrali - tej samej, która zaciekle wojuje z inicjatywą KoniecPZPN - nie prowadzi się monitoringu mediów, a przynajmniej mediów ogólnopolskich?

Chciałoby się natomiast głęboko wierzyć w to, że oświadczenie o "podjęciu działań wyjaśniających" nie jest jedynie zamieceniem pod dywan, sprawy Sotirovicia, o której dzięki Przeglądowi dowiedziała się cała Polska, co już wymagało stanowczej reakcji.

Komentarze (0)