Polski piłkarz "robi skok na kasę", więc Cracovię czeka internacjonalizacja

Znany z barwnych wypowiedzi i niestandardowego spojrzenia na futbol prezes Cracovii, Janusz Filipiak zapowiada, że w zimowym okienku transferowym Pasy czeka (kolejna już) "głęboka przebudowa". Tym razem krakowski biznesmen chce ją oprzeć niemal w całości na obcokrajowcach, ponieważ "polski piłkarz robi skok na kasę, a nie buduje swojej kariery".

Po rundzie jesiennej Pasy z dorobkiem ledwie 8 punktów zajmują ostatnie miejsce w tabeli. Mało tego - kompletnie nie wypaliła koncepcja budowy zespołu, która kilka miesięcy wcześniej wykluła się w głowie Filipiaka. Z siedmiu sprowadzonych latem za duże pieniądze zawodników tak naprawdę z dobrej strony zaprezentował się tylko Milosz Kosanović. W roli "budowniczego" nie sprawdził się Rafał Ulatowski, który został zwolniony po 10 spotkaniach.

- Nie tracę głowy, nie wycofujemy się i to mówiłem wielokrotnie. Przebudowa drużyny jest konieczna, bo nieprzypadkowo gra na jesieni była taka zła. Przebudowa będzie bardzo głęboka. Trener chce przebudować zespół i my też tego chcemy. To nie jest tak, że ktoś siedzi sobie w klubie, fantazjuje i nagle wpadają mu do głowy głupie myśli, że zespół trzeba przebudować. Drużyna po prostu grała źle. Ja jako właściciel i prezes zrobiłem wszystko, co było możliwe i nie czuję się za to odpowiedzialny. Czuję się odpowiedzialny za dobór zawodników, a źle ich dobraliśmy. Źle dobraliśmy również trenerów w ostatnich dwóch latach. To wszystko się nawarstwiało i teraz trzeba to uporządkować - mówi Filipiak.

Strażakiem próbującym ugasić pożar przy Kałuży 1 będzie Jurij Szatałow, który wespół z "Profesorem" ma przebudować drużynę według swojego uznania, ale w granicach ustalonych przez przełożonego. Głównym założeniem działania Pasów w zimowym oknie transferowym ma być sprowadzenie głodnych sukcesu zawodników z zagranicy, dla których gra w Polsce będzie awansem, ale jednocześnie jedynie przystankiem do mocniejszej ligi. Do Pasów mają trafić piłkarze z Bałkanów, Słowacji i zza wschodniej granicy. - Dla takich piłkarzy przyjście do nas i otrzymanie takich warunków finansowych, jakie mają polscy zawodnicy, jest zbawieniem. Oni takich pieniędzy nie mają w swoich krajach i na pewno chętnie przyjdą - mówi Filipiak.

Prezes Cracovii ma ogromne zastrzeżenia do poziomu ambicji zawodowych u polskich piłkarzy. Nie odmawia im talentu i umiejętności, ale zarzuca krótkowzroczne myślenie. - Umiejętności nie grają i to jest problem. Każdy z tych piłkarzy ma wysokie umiejętności i ja tego nie kwestionuję, ale to nie przekłada się na produktywność na boisku. Ktoś może być utalentowanym śpiewakiem, ale zaśpiewa pięknie jedną piosenkę tylko raz w miesiącu. Wtedy jest w porządku, bo nagrają go i odtwarzają - obrazuje Filipiak i dodaje: - Na boisku trzeba jednak w każdym meczu biegać od początku do końca, wyjść i ledwo dyszeć. Zapewniam, że gdy wchodziłem po meczu - bo w przerwie tego nigdy nie robiłem - do szatni, widziałem różnych zawodników w bardzo dobrym stanie fizycznym, często lepszym niż ktoś, kto dopiero wstanie z łóżka. To nie jest to, czego my oczekujemy od piłkarza ekstraklasowego i to jest problem. Nie mówmy o umiejętnościach, tylko o tym, co taki zawodnik da klubowi. Taki utalentowany zawodnik nie potrafi się nauczyć nazwy klubu, w którym gra (prezes pije do słynnego już oświadczenia drużyny, w którym jako nazwa klubu znalazł się twór "Comarch Cracovia SSA" - przyp. red.). Przyjeżdża jak na odpust boży i chce jak najszybciej wyjechać zadowolony.

Krakowski biznesmen wieszczy, że w najbliższym czasie wbrew powszechnej opinii nie tylko on, ale również inni prywatni inwestorzy działający w polskiej piłce opamiętają się i przestaną windować płace dla polskich zawodników, otwierając się szerzej na zagranicznych graczy, na których można bardziej polegać. - Nie tylko ja, ale i inni właściciele nie będziemy dawać pieniędzy polskim zawodnikom. To są moje fundusze. Proszę sobie wyobrazić, że ma pan pieniądze i komuś je pan daje. Zamiast dać je Matusiakowi, Cabajowi, Ślusarskiemu, ja mogę sobie kupić rolls royce'a albo coś innego. To są moje prywatne pieniądze, które mogę sobie wziąć w postaci premii, a ja je daję drugiemu człowiekowi. Nie mogę czuć się jak frajer, że on nie daje mi nic w zamian. Nie mogę czuć się wykiwany... - argumentuje Filipiak. - Ponieważ znam tych dżentelmenów, wiem, że nie będą dawali na piłkę tyle, ile dawali do tej pory. Wydaje się też, że będzie mniej pieniędzy z praw telewizyjnych. Chcą je bowiem podzielić. Nie będzie konkurencji między stacjami, bo te składają się "do kupy", w związku z czym będzie mniej pieniędzy w polskim futbolu. To jest jedna kwestia. Druga jest taka, że nie ma w tej chwili zawodników 19-, 20-, czy 21-letnich w liczbie 15, 20, którzy rokowaliby na przyszłość - twierdzi prezes Pasów.

Filipiak nie ma najlepszej opinii o rodzimych zawodnikach, co podkreśla przy każdej okazji. - Nasz problem polega na tym, że traktujemy piłkarzy poważnie, a oni nas nie. To jest kłopot. Polski piłkarz robi skok na kasę, a nie buduje swojej kariery. Należy krytykować piłkarzy, bo kluby dostarczają im pracę, za którą otrzymują kolosalne pieniądze. Dla zawodników obcokrajowych będzie to z kolei awans. Taki 20-letni Bośniak, Serb, czy Słoweniec przyjdzie, będzie chciał pograć i pójść na Zachód. To go kręci. Polski zawodnik dostaje dziesięć, dwadzieścia, czy trzydzieści tysięcy złotych i ma wszystko w nosie. Nie czuje się zobowiązany, by grać. Tu jest podstawowy problem polskiej piłki - puentuje twórca Comarchu.

Na razie jednak Cracovia podpisała kontrakt z Piotrem Gizą, a następnym w kolejce jest Łukasz Nawotczyński. Obcokrajowcy mają zacząć pojawiać się w Krakowie dopiero w styczniu. Nowe umowy z klubem parafowali Tomasz Moskała i Sławomir Szeliga, a z Pasami pożegnali się Marcin Cabaj i Dariusz Pawlusiński. Drużynę opuszczą również Radosław Matusiak, Bartosz Ślusarski oraz prawdopodobnie Krzysztof Janus.

Komentarze (0)