Maciej Sadlok: Na holenderską Polonię przyjdzie jeszcze trochę poczekać

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Na zero z tyłu gra Polonia Warszawa pod wodzą Theo Bosa. W parze z dobrą dyspozycją formacji defensywnej idzie jednak także niemoc atakujących, co w niedzielę zaowocowało bezbramkowym remisem z Górnikiem Zabrze.

Mecz z podopiecznymi Adama Nawałki był pierwszym ligowym występem w barwach Czarnych Koszul dla Macieja Sadloka. Sam zainteresowany z debiutu zadowolony jednak nie jest. - Nie wygraliśmy, ale taka jest piłka - przyznaje 21-letni defensor. - Górnik przez cały mecz się bronił, my niby prowadziliśmy grę. Z tyłu byliśmy skoncentrowani bo wiadomo, że jakaś długa piłka mogła nas zaskoczyć. Zbyt dużo pracy nie mieliśmy, musieliśmy jednak być cały czas skupieni - szkoda tylko, że nic nie wpadło - boleje reprezentant Polski.

Stołeczny zespół miał dwie niezłe okazje - w drugiej połowie strzał Janusza Gancarczyka odbił przed siebie Adam Stachowiak, z dobitką nie zdążył jednak Ebi Smolarek. Po uderzeniu spod linii bocznej bliski szczęścia był także Bruno Coutinho, golkiper Górnika interweniował jednak bezbłędnie. Podopieczni Bosa przez cały mecz mieli olbrzymie problemy z trafieniem w światło bramki. - Celność strzałów to klucz do wygranej, co pokazało uderzenie Janka - tłumaczy Sadlok. - Rozgrywając piłkę i wrzucając ją w pole karne, gdzie czekało wielu zabrzan, ciężko było dojść do dobrej sytuacji.

Jaki wpływ na ofensywną niemoc Polonii miała absencja kapitana zespołu, Adriana Mierzejewskiego? - W jakiś sposób jego brak jest odczuwalny, w końcu to zawodnik, który kreuje grę. Absolutnie nie możemy się tym jednak usprawiedliwiać, to jest ekstraklasa, kadra musi być szeroka i wyrównana - nie kryje Sadlok. Niedzielny mecz pokazał, że kibicom przy Konwiktorskiej na holenderską Polonię przyjdzie jeszcze trochę poczekać. - To z pewnością. Mam jednak nadzieję, że efekty naszej pracy w końcu przyjdą i będziemy się powoli rozkręcać - kończy reprezentacyjny defensor.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)