- Dość żywiołowo reagowałem na okazje, które stwarzaliśmy pod bramką rywala. Z mojej perspektywy wyglądały one bardzo groźnie i za każdym razem wydawało mi się, że piłka zmierza do siatki - przyznał Maciej Mielcarz.
- Dla nas był to mecz niewykorzystanych szans. Uważam, że z przebiegu gry zasłużyliśmy co najmniej na jeden punkt - dodał golkiper Widzewa.
Ekipa Czesława Michniewicza może być umiarkowanie zadowolona ze swojej postawy. Sytuacji w tabeli wprawdzie nie poprawiła, ale zaprezentowała solidny futbol i przyszłość rysuje się dla niej dość optymistycznie. - Trzeba pamiętać, że mierzyliśmy się z aktualnym mistrzem kraju, który jeszcze niedawno występował w Lidze Europejskiej i rywalizował z uznanymi firmami. Przeciwko takiemu zespołowi potrafiliśmy stoczyć wyrównany pojedynek. Chcieliśmy przede wszystkim zdobyć gola. Trener powiedział przed spotkaniem, że jeśli na stadionie w Poznaniu nie strzela się bramek, to raczej nie wywozi się stamtąd punktów. Niestety to się sprawdziło - oznajmił 31-letni zawodnik.
Łodzianie do końca walczyli o remis. W ostatniej akcji w pole karne Lecha powędrował nawet Mielcarz. Dośrodkowanie Rafała Grzelaka było jednak fatalne i futbolówka zatrzymała się na pierwszym obrońcy. - Pobiegłem pod bramkę gospodarzy, żeby zrobić trochę zamieszania. Szkoda, że Rafał zagrał za krótko i nic z tego nie wyszło - zakończył.