Dwa dni temu "Gazeta Wyborcza" doniosła, że prezydent miasta, Mieczysław Kieca pisemnie poinformował klub o tym, że nie udzieli mu pozwolenia na organizację masowych imprez na stadionie. Taka była odpowiedź władz Wodzisławia na wniosek dyrektora MOSiR-u, Bogdana Bojko. Umowa z Odrą przestała bowiem obowiązywać, a dokładnie została wypowiedziana. Klub zalega z płatnościami. Jest winien MOSiR-owi 100 tys. złotych.
W najbliższą sobotę Odra ma się zmierzyć u siebie z Wartą Poznań, ale w tej sytuacji nie ma gdzie rozegrać tego spotkania. - Dla mnie jest to sytuacja nienormalna. W dniu meczu z Piastem dowiedziałem się, że ta decyzja została podjęta na wniosek Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. A dla Piasta Gliwice takiego zakazu nie ma, chociaż gra na tym samym stadionie, co my. Totalne kuriozum, już tracę orientację, co się dzieje w Wodzisławiu - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" trener, Jarosław Skrobacz.
W Odrze mają nadzieję, że przed sobotą wszystko zostanie wyjaśnione. - Mam nadzieję, że to nieporozumienie. Pan prezydent deklarował pomoc dla klubu w tym trudnym dla nas momencie. Postaramy się wszystko mu wyjaśnić i wierzymy, że cofnie swoją decyzję o zakazie - mówi członek zarządu Odry, Marek Zdrahal. Co, jeśli się nie uda? - Może trzeba będzie wystąpić o przełożenie meczu z Wartą albo oddać go walkowerem. A potem być może przenieść się na inny stadion... - zastanawia się inny działacz Odry, Bolesław Pluta.