Tata Kazika: Doświadczenie

"Telefon zadzwonił około 3 nad ranem. - Jesteście jeszcze młodzi...Jeszcze będziecie mieć dzieci... - usłyszał w słuchawce głos teścia i zrozumiał, że Maja już nie wróci ze szpitala..."

"...Maja zmarła na sepsę prawie siedem lat temu. Miała dwa i pół roku. Umiała już mówić: "Kocham cię, tatusiu..."

" ... zaczęło się niewinnie, od temperatury. Myśleliśmy, że zbijemy gorączkę, ale nic nie skutkowało. Wieczorem zadzwoniliśmy do lekarza, żeby zbadał Majeczkę. Odpowiedział, żebyśmy się niczym nie przejmowali, bo teraz szaleje wirus grypy. Byliśmy na telefonie z inną lekarką, kazała zrobić badania krwi i moczu córki. Wyniki wyszły idealne. "Poczekajmy do rana, coś się musi wykluć" - poradziła. O trzeciej w nocy obudziła mnie żona, że Majeczce jakieś plamki wyskoczyły. Jej koleżanka dwa tygodnie wcześniej chorowała na ospę, byłem pewien, że to jest to samo. Ani coś jednak nie dawało spokoju. Zadzwoniła do lekarki, która jak tylko usłyszała o plamkach, kazała dzwonić na pogotowie. Człowiek może mieć żal, że nikt nas nie ukierunkował od początku, nie powiedział, żebyśmy szukali tych plamek..."

"... w szpitalu Maja dostała dużą dawkę antybiotyku i usłyszeliśmy, że Chorzów po nią jedzie. Że to nic nie znaczy, po prostu tam jest nowocześniejszy szpital i lepsza opieka. Wróciłem do domu, żeby zabrać bajki, pampersy i zabawki dla Mai. Człowiek nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji; że lekarze właśnie walczą o życie jego dziecka. Dopiero w Chorzowie zobaczyłem, jak ją ratują na intensywnej terapii. Stałem bezradny za szybą i pytałem, za co ona tak cierpi?"

" ...Potrzebne było białko C, lek, który nie jest refundowany. Kosztował kilkadziesiąt tysięcy złotych. Na wszystko daliśmy zielone światło. Zdziwiłem się, że w ogóle nas o to pytają. Sprowadzili ten lek, Maja dostała kilka dawek. Człowiek działał jak w transie. Dopiero później skojarzyłem, że ja w ogóle prowadziłem auto. Nie pamiętałem tego. Lekarze kazali nam wracać do domu. Tłumaczyli, że stan Mai jest ciężki, ale się nie pogorszy, a my powinniśmy odpocząć, naładować akumulatory przed najbliższym dniem. O trzeciej w nocy dostałem telefon:

- Jesteście jeszcze młodzi...Jeszcze będziecie mieć dzieci... - usłyszał w słuchawce głos teścia i zrozumiał, że Maja już nie wróci ze szpitala...

"... pamięta powrót do pustego mieszkania ze szpitala. W pokoju Mai leżały porozrzucane zabawki. Nie miał odwagi tam wejść. Ich znajomi, nie wiedzieli, jak się zachować. - Wiesz, przeżyłem coś podobnego - usłyszał raz..

- A co?

- Moja żona poroniła.

Odpowiedział, że współczuje, ale to nie to samo. - Moje dziecko mówiło już do mnie: "Kocham cię, tatusiu". Dopytywało, to był kwiecień, dokąd pojedziemy na wakacje. Majeczka chciała nad ciepłe morze. Rok temu byliśmy nad Bałtykiem. Woda była zimna i ona nie mogła się kąpać. Stąd jej wzięło się to ciepłe morze - uśmiecha się sam do siebie. - Do przedszkola też była zapisana. Człowiek musiał później dzwonić, odwoływać to wszystko - próbuje być twardy, ale głos kolejny raz mu się łamie. - Grób Majeczki jest przy drzewie. Kiedy nie było jeszcze nagrobka, znaleźliśmy kartkę z numerem telefonu przyklejoną do tego drzewa. "Nagrobki. Tanio. Prosimy o kontakt". To bolało"

" .. po śmierci Majeczki nikt w drużynie nie wiedział, jak się zachować. Wchodziłem do szatni, a koledzy przestali opowiadać kawały. Nie chciałem, żeby traktowali mnie specjalnie. Szatnia to szatnia, w niej najważniejsze jest to, co się dzieje w drużynie. Nie mogłem przynieść do niej swojego bólu, obarczyć nim chłopaków, bo wtedy nie zrobilibyśmy wyniku. Oni starali się mnie wspierać, ale nigdy nie wiadomo, co jest dobre. Niełatwo podejść do kogoś po takiej traumie i zapytać: "Cześć, jak ci mogę pomóc?" albo "Co słychać?". Piotr Uss, kolega z drużyny, poprosił kiedyś, żeby pojechali na grób Mai. Miał córkę w podobnym wieku. - Na cmentarzu puściły Piotrkowi emocje, rozpłakał się. Chyba zdał sobie sprawę, co mnie spotkało - Kaszowski spogląda przez okno. Kolejny raz ma zaszklone oczy..."

Nie pamiętam, ile razy zadawałem sobie pytanie, którego nie powinienem: "Dlaczego nas to spotkało?"

" Starsza córka daje Majeczce buziaczka, układa jej misie, żeby miała ładnie. Nie mogę tylko zrozumieć tych zwyrodnialców, którzy okradają groby. Tym bardziej groby dzieci. Człowiek wraca do domu z satysfakcją, że piękny grób zrobił córeczce, postawił tam maskotkę czy figurkę, a następnego dnia nie ma niczego. Okazuje się, że ludzie to później sprzedają.

- Jest pan wierzący?

- Po śmierci Majeczki pokłóciłem się z Bogiem. Nie potrafię sobie wytłumaczyć, dlaczego taki aniołek musiał tyle wycierpieć - znów zagryza wargi, żeby nie płakać. - Pamiętam Majeczkę z poprzypinanymi kroplówkami, gdzie tylko można. Musieliśmy pilnować, żeby nie wyrywała sobie wenflonu, a ją to wszystko drażniło, bolało. Wiem, ile cierpiała przez tę jedną dobę i nie potrafię zrozumieć, za co? Za jakie grzechy? Dobił mnie ksiądz, u którego się spowiadałem. Dziwił się, czego ja chcę od Boga. Według niego powinienem dziękować, że zabrał mi dziecko w takim wieku, a nie wtedy, kiedy miało 18 lat.

- Pogodzi się pan z Bogiem?

- Staram się i chyba nadszedł już czas. Chcę wychować dzieci w wierze katolickiej. Mam się dla kogo godzić.

"Brat zgrał mu na laptopa wszystkie zdjęcia Mai. Piłkarz zabiera komputer na każde zgrupowanie. Zamyka się w pokoju i ogląda jedną fotografię po drugiej. Mówi, że taką ma potrzebę. Są jeszcze nagrania Mai na kamerze, ale nie widział ich od śmierci córki.

- Raz próbowałem. Włączyłem na kilkadziesiąt sekund, ale nie wytrzymałem. To było zbyt świeże. Chcę znaleźć w sobie tyle sił, żeby zobaczyć to nagranie w całości. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze jest za wcześnie..."

Od śmierci Mai minęło siedem lat...

***

Wiele osób twierdzi, że istota, w którą wierzą i której zawdzięczamy to, że jesteśmy, oddychamy, czujemy, kochamy, cierpimy, doświadczamy ból i tak dalej, to ona nas sprawdza. Doświadcza. W takich sytuacjach, jak ta opisana powyżej, jak w przypadku piłkarza Piasta Gliwice, Jarosława Kaszowskiego, często mówi się, że w ten sposób On nas doświadcza. I od razu na tę okoliczność przywołuje się od razu historię Hioba. Miał wszystko, stracił wszystko, ale nie zwątpił. Bohater. Wzór. Gorzej, jeżeli pieprzy się takie bzdury jak ten ksiądz…

Mam syna. Ma niespełna 2,5 roku. Raz w życiu widziałem go podpiętego do kroplówki. To było po operacji przepukliny, miał raptem kilka miesięcy. Widok okrutnie wymęczonego dziecka i moje odczucia, gdy patrzyłem na wycieńczonego syna, na kruchą jak porcelana, delikatną pięciomiesięczną istotę, która jest całym moim życiem i której w żaden sposób nie mogę pomóc, którego życie nie zależy ode mnie, zapamiętam do końca życia. To najgorsze przeżycie, jakiego doświadczyłem i mam nadzieję, że gorszego nie będzie. Mógłbym napisać: "modlę się, że gorszego nie będzie...", ale ja nie mam ani takiej potrzeby, ani do kogo. Nauczyłem się polegać na sobie, nie na mirażach.

Bill Shankly powiedział kiedyś słowa, które z lubością cytuje przy okazji ważnych piłkarskich spotkań wielu dziennikarzy albo kibiców. Wstawiają je między szpalty gazet albo na swoje konta w serwisach społecznościowych. Legendarny trener powiedział kiedyś, że futbol nie jest sprawą życia i śmierci. To coś o wiele bardziej poważnego. Otóż, Bill, jeżeli pozwolisz, że zwrócę się do Ciebie w ten sposób, otóż Bill, przyznam bez ogródek: trochę pier…. Piłka nożna to gra kultowa. Bardzo ważna i rozległa część życia wielu z nas. Nie jestem wyjątkiem. Moim zdaniem trzeba jednak znać umiar. Na piłce świat się nie kończy. Owszem, jest ważna, ale jednak ważniejsza, najważniejsza w życiu, jest rodzina. Myślę, że każdy, kto ma dziecko, mnie zrozumie. A jeżeli nie zrozumie, to obawiam się, że jest chory psychicznie.

Anja Orthodox z Closterkeller w jednej ze swoich piosenek śpiewała: "Dziękuję za Aushwitz". Hmmm...dla ludzi, którzy przebywali w obozach koncentracyjnych i doświadczyli na własnej skórze tego, co tam się działo, to....musiało to być bardzo ciekawe doświadczenie...A już dla dzieci, które stawały na palcach po to, by móc dosięgnąć głową metalowego pręta (co opisywał Herllng - Grudziński w "Innym świecie"), bo od tego, czy dosięgną zależało ich życie, to dopiero musiało być doświadczenie.

Proponuję, żeby istota, która w ten sposób sprawdza ludzi, swoje doświadczenia najlepiej zaczęła od siebie...

Nie znam Jarosława Kaszowskiego. Z jego historią zapoznałem się już w grudniu - była opisywana na łamach Sportu w dodatku świątecznym do śląskiej gazety. Zapamiętałem te słowa, które zawarłem w pierwszych słowach wpisu. Napisać, że podziwiam tego człowieka, to nic nie napisać. Dla mnie to on jest prawdziwym kozakiem. Facetem z krwi i kości. Twardym, ale jednocześnie wrażliwym. Nie pogodzonym z losem, ale umiejącym pójść na kompromis z tym, który wyrwał mu serce, zadał ból, który będzie odczuwał do końca życia...

"...Maja zmarła na sepsę prawie siedem lat temu. Miała dwa i pół roku. Umiała już mówić: "Kocham cię, tatusiu..."

" Pamiętam Majeczkę z poprzypinanymi kroplówkami, gdzie tylko można. Musieliśmy pilnować, żeby nie wyrywała sobie wenflonu, a ją to wszystko drażniło, bolało. Wiem, ile cierpiała przez tę jedną dobę i nie potrafię zrozumieć, za co? Za jakie grzechy?"

"Chcę wychować dzieci w wierze katolickiej. Mam się dla kogo godzić".

Jarek. Jesteś zaj... facetem. Jestem przekonany, że Maja jest dumna ze swojego ojca.

***

O autorze: Urodziłem się w 1983 roku - rok po drugim największym tryufmie w dziejach polskiego futbolu i kilka miesięcy po drugiej w historii pielgrzymce pierwszego polskiego papieża do ojczystego kraju. Przez całe dzieciństwo, a może i później, byłem przekonany, że papież od zawsze był Polakiem, a nasza drużyna narodowa niezmiennie zalicza się do najlepszych na świecie. Wychodzę z założenia, że lepiej, żeby ludzie cokolwiek o mnie mówili, niż miałbym przejść przez życie szarym i właściwie niezauważonym. Jeśli coś mówią, to znaczy, że żyjesz. A przy okazji pozdrawiam serdecznie tych, którzy mówią o mnie źle.

Blog autora: http://tatakazika.blogspot.com

Komentarze (0)