Kibice pojawili się na inaugurację rundy wiosennej, raz po raz akcentując przywiązanie do historycznej nazwy. Tuż przed przerwą meczu z Górnikiem Polkowice opuścili jednak stadion i zapanowała na nim grobowa cisza. - W żadnym wypadku ów manifest nie został skierowany do piłkarzy, trenerów czy kogokolwiek z pracowników klubu przy Jana Pawła II 13. Informujemy, że zarówno Zarząd jak i piłkarze zostali o naszej akcji poinformowani sporo wcześniej. Wszyscy, którzy opuścili stadion przed przerwą chcieli dobitnie pokazać, że są jeszcze osoby, którym nie są obojętne takie ponadczasowe wartości jak tradycja, honor czy przywiązanie - podkreślają kibice w oświadczeniu opublikowanym na stronie tylkogornikleczna.pl.
Czy jeszcze kiedykolwiek ujrzymy taki obrazek w Łęcznej?
Na protest nie pozostali obojętni fani innych drużyn. Transparenty o treści: "W Łęcznej tylko Górnik" pojawiły się na stadionach m.in. w Bytomiu, Bydgoszczy czy Polkowicach. W identyczny sposób poparcie wyrazili kibice Odry Wodzisław podczas sobotniego starcia z GKS Bogdanką. Również piłkarze nie pozostają obojętni na taki obrót spraw. - Właściciele muszą brać pod uwagę, że są tutaj kibice i pewne tradycje. Sądzę, że i tak kiedyś będzie tutaj Górnik Łęczna - uważa jeden z zawodników łęczyńskiego zespołu.
Kibice zbojkotowali mecze na własnym terenie, za to nie odpuszczają wyjazdów. Mimo wszystko drużyna nie może liczyć na ich wsparcie. - Podczas wyjazdów nie zamierzamy prowadzić dopingu, pozostając obojętni wobec wydarzeń na boisku. Nasze działania ograniczymy do wywieszania transparentów oraz okazywania naszego stosunku do nowej nazwy - wyjaśniają fani w specjalnym oświadczeniu.
Działacze nie biorą pod uwagę zmiany stanowiska, podobnie jak druga strona konfliktu. Na tym zamieszaniu traci łęczyński zespół. - Nam teraz bardzo źle się gra, bo nie mamy dopingu kibiców - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl przyznaje Pesir. - Muszę powiedzieć, że kibice - czy to w Niecieczy, czy w pierwszej połowie meczu z Polkowicami - naprawdę nam pomagali. W spotkaniu z Odrą czuliśmy się, jakby to był sparing. Myślę, że to nikomu nie jest na rękę, iż tak się dzieje - przekonuje Paweł Magdoń.