Marcin Radzewicz: Ten pan nie może nam więcej sędziować

W niedzielnym starciu wieńczącym 19. kolejkę ekstraklasy Polonia była o krok od sprawienia sensacji i pozbawienia punktów lidera z Krakowa. Bytomska drużyna dwukrotnie obejmowała w starciu z Wisłą prowadzenie, ale ostatecznie zainkasowała tylko punkt. O wyniku zaważył błąd arbitra.

Polonia Bytom, zajmująca w ligowej tabeli miejsce tuż nad kreską, była w niedzielę o krok od zwycięstwa nad liderującą Wisłą Kraków. Podopieczni Roberta Góralczyka dwukrotnie obejmowali w tym meczu prowadzenie, ale Biała Gwiazda doprowadzała do wyrównania po stałych fragmentach gry. Najpierw bramkę strzałem z rzutu wolnego zdobył Andraz Kirm, a potem rzut karny wykorzystał Patryk Małecki.

Jak pokazują telewizyjne powtórki, nie było jednak mowy o przewinieniu Michala Hanka na Cwetanie Genkowie. Po końcowym gwizdku zawodnicy niebiesko-czerwonych nie szczędzili sędziemu Marcinowi Borskiemu słów krytyki. - Jeżeli po analizie okaże się, że rzeczywiście nie było karnego, to klub powinien to zgłosić do PZPN. Ten sędzia przekręcił nas w meczu z Bełchatowem i teraz robi to drugi raz. On nam nie może sędziować, bo to, co prezentuje swoją osobą, to jest dramat - irytował się Marcin Radzewicz, najlepszy zawodnik niedzielnej potyczki.

Arbiter z Warszawy pozbawił Polonię zwycięstwa nad GKS Bełchatów w inaugurującym rundę wiosenną starciu przy Olimpijskiej. - To już drugi mecz, w którym ten sędzia pozbawia nas trzech punktów. Najpierw z Bełchatowem nie dyktuje ewidentnego rzutu karnego dla nas, a teraz daje jedenastkę Wiśle, której być nie powinno. Ten pan powinien iść gdzieś niżej posędziować i tam się dotrzeć, bo na to spotkanie ewidentnie nie dojechał - bezradnie rozkłada ręce "Radza".

Skazywana na pożarcie drużyna z Bytomia w starciu z liderem zaprezentowała się z bardzo dobrej strony. Od pierwszego gwizdka Polonia była zespołem lepszym, długimi fragmentami dyktując warunki gry. - Przystąpiliśmy do tego meczu z wielką determinacją. Mamy świadomość jak trudna jest sytuacja klubu pod względem organizacyjno-finansowym i nie wiemy, co nas czeka za tydzień czy dwa. Nie kalkulujemy w ogóle i nie patrzymy z kim gramy, bo nie mamy nic do stracenia - przekonuje doświadczony pomocnik bytomskiej drużyny.

Radzewicz był w starciu z Wisłą głównym motorem napędowym ofensywy Polonii. Najpierw wyprowadził bytomian na prowadzenie, wykańczając akcję, którą sam zapoczątkował, a potem miał duży udział przy drugim trafieniu dla gospodarzy autorstwa Dariusza Jareckiego.

- Przy pierwszej bramce myślałem, że to już nie wpadnie, bo bramkarz dobrze skrócił kąt i mogłem tylko dziubnąć piłkę. Na szczęście po chwili znów do mnie trafiła i tym razem trafiłem bez problemu. Druga bramka padła też po moim strzale. Wiedziałem, że murawa jest wilgotna, uderzyłem, bramkarz popełnił błąd i chłopaki w polu karnym to wykorzystali. Szkoda, że te bramki nie dały nam zwycięstwa - mówi gracz drużyny z Olimpijskiej.

Komentarze (0)