Depesza z Budapesztu: Górnik wizytę na Węgrzech rozpoczął od... stłuczki

Po blisko dziesięciogodzinnej podróży z przygodami do Budapesztu dotarła oficjalna delegacja Górnika Zabrze. Sporą część czasu podróży zabrało klubowemu autokarowi błądzenie po ulicach stolicy Węgier. Gdy wreszcie dotarł do celu u bram wjazdu na hotelowy parking doszło do niegroźnej stłuczki.

W tym artykule dowiesz się o:

Do Budapesztu oficjalna delegacja Górnika wyjechała kilkanaście minut po godzinie ósmej. Do autokaru wsiedli prezes Łukasz Mazur, dyrektor sportowy Andrzej Orzeszek, przedstawiciele działu marketingu i dawne gwiazdy drużyny z Roosevelta w osobach Stanisława Oślizło, Jana Banasia, Zygmunta Anczoka, Henryka Latochy i Jana Kowalskiego. W delegacji zabrakło Michała Listkiewicza, który dojedzie do Węgier w sobotę.

Podróż przebiegała bez przeszkód. W pierwszej kolejności klubowy autokar udał się w kierunku granicy z Czechami, a następnie wjechał na Słowację. Tam szczególne zainteresowanie klubowych person wzbudził stadion MSK Żylina. Obiekt mistrza Słowacji prezentuje się rzeczywiście imponująco i choć klasą nie przewyższa boisk najlepszych lig Europy, to i tak wiele klubów polskiej ekstraklasy o takim obiekcie może jedynie pomarzyć.

Podczas postoju w okolicach Zvolena w oczy działaczom klubowym rzucił się napis umieszczony na restauracji, w której zabrzanie zatrzymali się na obiad. Mury zdobił nakreślony czerwonym sprayem napis: "Armia Białej Gwiazdy", zostawiony wcześniej przez będących w podróży fanów Wisły Kraków. Po krótkiej przerwie autokar ruszył w dalszą podróż i po niespełna godzinie jazdy przekroczył granice Węgier.

Tam szybko podróż zmierzała do celu, dopóki autokar nie wjechał do Budapesztu. Tam najpierw stał w kilkunastominutowych korkach, następnie przez kolejnych kilkadziesiąt minut krążył po ulicach stolicy Węgier, z powodu regulacji ruchu drogowego zabraniającej pojazdom skręcać w lewo. Zadania kierowcom nie ułatwiały także roboty drogowe spotykane na niemalże każdej ulicy. Kiedy wreszcie klubowej delegacji udało się dotrzeć do hotelu Mercury… okazało się, że nie chodzi o tę filię.

Działacze powtórnie wsiedli do klubowego autokaru i po raz kolejny objechali Budapeszt, by wreszcie po blisko dziesięciogodzinnej mordędze dotrzeć do celu. Na tym jednak nie koniec atrakcji na ten dzień z klubowym pojazdem w roli głównej. Po tym jak uznano, że bus nie zdoła zaparkować na hotelowym parkingu podczas cofania pojazd wyjechał na główną drogę zahaczając lekko o przejeżdżającą taksówkę.

Madziar szybko wyskoczył ze swojego pojazdu i energicznie gestykulując wylał swoje pretensje w kierunku klubowego kierowcy. Kiedy emocje opadły w myśl hasła "Polak, Węgier dwa bratanki" obie strony rozeszły się w zgodzie. Klubowi działacze z kolei udali się na kolację z ambasadorem Polski na Węgrzech, na której gościł także prezes Ujpestu Budapeszt. O przebiegu spotkania poinformujemy w kolejnej depeszy ze stolicy Węgier, jeszcze tego wieczora.

Z Budapesztu: Marcin Ziach

Źródło artykułu: