Z taką grą jestem spokojny o utrzymanie - rozmowa z Jakubem Cieciurą, obrońcą KSZO

Zawodnik doskonale spełnia powierzane mu zadania. Jeśli nawet nie zdobywa dla zespołu bramek, to ratuje przed jej stratą wybijając z linii bramkowej, tak jak to miało miejsce w spotkaniu z Piastem Gliwice. O szansach na utrzymanie, zmianie na stanowisku kapitana i ostrowieckich kibicach portalowi SportoweFakty.pl opowiedział obrońca KSZO Ostrowiec, Jakub Cieciura.

Anna Soboń
Anna Soboń

Anna Soboń: Zasłużonym zwycięstwem z Piastem Gliwice pokazaliście, że KSZO nie jest chłopcem do bicia i jeszcze niejednemu faworytowi może pokrzyżować plany?

Jakub Cieciura: To było rzeczywiście nasze zasłużone zwycięstwo. Takim dobrym prognostykiem był mecz z Dolcanem Ząbki, gdzie ta gra wyglądała już bardzo dobrze. Cieszy niezmiernie to zwycięstwo, tym bardziej, że graliśmy w dziesięciu. Z boiska - z mojej perspektywy - wyglądało to tak, że byliśmy lepiej zorganizowaną drużyną, grającą pewniej, choć wiadomo, że musieliśmy grac jeszcze bardziej uważnie, od tyłu. Inaczej nie mogliśmy zagrać, bo grając w osłabieniu i to z pretendentem do awansu do Ekstraklasy musieliśmy się troszkę murować. W tym meczu widać było naszą mądrą grę w polu, mądre przesuwanie i dobrą postawę Tomka Dymanowskiego, świetna akcja, po której padła bramka i chyba nic już nie muszę dodawać.

Kibice docenili Twoją bardzo dobrą postawę w meczu skandując twoje nazwisko. To chyba miłe?

- Powiem tak: w drugiej połowie kiedy gra zaczynała nam się kleić i stadion zaczął żyć, mnie osobiście dodało to skrzydeł i podejrzewam, że kolegom z zespołu również. Jeżeli na kolejnych meczach będzie kibiców jeszcze więcej i ten doping będzie gorętszy, nasza gra na pewno będzie wyglądała jeszcze lepiej. Wiemy wtedy, że mamy dla kogo grać, że zespół w Ostrowcu jest potrzebny, bo nie gramy tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla kibiców, którzy nas wspierają. Jeśli pomogą nam dopingiem, to będziemy lepiej grać i zwyciężać, a co za tym idzie zdobywać punkty, które mają utrzymać w mieście I ligę.

W zasadzie już w pierwszej połowie mogliście zdobyć bramki, które ustaliłyby wynik spotkania.

- Nie po raz pierwszy powtórzę, że nasza sytuacja w klubie i w ligowej tabeli nie jest najlepsza i takie niewykorzystane sytuacje na pewno wiążą nogi, bo chcemy wykorzystywać wszystko, co sobie stworzymy. To, że stres jest złym doradcą widać było w spotkaniu z Piastem na przykładzie Krystiana. Na szczęście Tomek strzelił bramkę, która dała nam trzy cenne punkty i jakby troszkę odkupił winy Krystiana za to, że nie wyszło strzelenie bramki, po której mogliśmy prowadzić wcześniej. Nie byłoby pewnie i czerwonej kartki dla Michała, bo gralibyśmy spokojniej, jednak wygrana stała się faktem i należy się z tego wyłącznie cieszyć. Teraz trzeba pododawać jeszcze kilka punktów razy trzy, do tego spróbować zdobyć coś na wyjeździe i myślę, że spokojnie się utrzymamy - tym bardziej, jeśli gra będzie wyglądała tak jak w meczu z Piastem.

Od pewnego czasu występujesz na prawej obronie i wygląda na to, że czujesz się na tej pozycji coraz lepiej.

- Powiem szczerze, że początek meczu był taki trochę chaotyczny w moim wykonaniu, bo Piast robił dużo zmian z przodu i ciężko było wyczuć jego grę. Później ta kontuzja Jakuba Biskupa, który jest jednym z lepszych piłkarzy, nie wiem czy podcięła im skrzydła, czy stało się coś innego, ale w końcu my ułożyliśmy grę pod siebie. Dobrze się ustawialiśmy w defensywie, przerywaliśmy te ataki. Troszeczkę niepotrzebna i myślę, że pochopna druga żółta kartka dla Michała, bo zawodnik nie wychodził na czystą pozycję - był tam jeszcze Pape, Nikola, który już go asekurował, wiec do bramki było jeszcze daleko, ale stało się. Wiadomo, że z decyzjami sędziów się nie dyskutuje - czasami one krzywdzą jedną z drużyn, innej pomagają. Wydawało się, że Gliwicom to pomoże, ale w konsekwencji im to zaszkodziło.

Czy nie miałeś wrażenia, że Piast trochę was zlekceważył?

- Może tak być, że nasza sytuacja w lidze jest znana i zespoły, które do nas przyjeżdżają mogą sądzić, że pójdzie im z nami gładko, a ja uważam, że mamy zespół dobry, który na chwilę obecną - to co pokazaliśmy z Piastem, może spokojnie grac w górnej części tabeli i nie obawiać się niczego. Jeżeli sytuacja w klubie by się ułożyła i poprawiła, to uważam, że można tutaj zbudować zespół nawet na coś więcej niż gra w I lidze.

Kolejny raz przyszło ci wystąpić w roli tego, który wybija piłkę z linii bramkowej.

- No, tak się akurat złożyło, że kolejny raz piłkę z linii bramkowej - najważniejsze, że skutecznie i nie straciliśmy gola. Od tego jesteśmy - my obrońcy (śmiech), żeby naprawiać błędy kolegów z przodu i żeby wspomagać bramkarza. Jesteśmy monolitem na boisku. To jest kolektyw, łańcuch i jeśli jedno ogniwo wypada, to się coś psuje, jednak jeśli wszystko się odpowiednio mocno zazębia, to funkcjonuje to jak dobrze rozpędzona maszyna.

Z rywali ligowych najbardziej ze zwycięstwa KSZO cieszyli się piłkarze Podbeskidzia Bielsko - Biała.

- Wiadomo, że góra tabeli liczy na potknięcia zespołów sąsiadujących ze sobą z takimi drużynami jak my, bo na chwilę obecną jesteśmy w ogonie tabeli. Drużyny walczące o awans mogą stracić punkty z ekipami z góry, natomiast nie mogą sobie pozwolić na straty punktowe z zespołami z dolnych rejonów. Piast stracił z nami punkty, wiec Podbeskidzie i ŁKS tylko zacierają z tego powodu ręce.

Od początku spotkania rolę kapitana pełnił Tomasz Dymanowski. Co się stało, że to nie Krystian Kanarski ją założył?

- W Dolcanie te opaskę dostał Tomek Dymanowski z racji tego, że jest najstarszy w zespole i jest rodowitym Ostrowiakiem i przyniosło to taki efekt, że w Dolcanie wygraliśmy. Nie jesteśmy przesądni, ale… (śmiech), jak idzie to po co zmieniać. Krystian grał od początku i nie robił z tego powodu żadnych problemów, bo również zależy mu na dobru drużyny.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×