Wrocławianie przyjechali do Poznania po passie dwunastu meczów bez porażki. - Jest to świetna okazja do jej przerwania - mówił przed meczem Jose Maria Bakero, trener Lecha. Ostatecznie Kolejorz nie był wstanie sięgnąć po komplet punktów i musiał zadowolić się remisem. - Na pewno byliśmy zespołem lepszym i przeważającym - uważa Seweryn Gancarczyk.
Obie drużyny przez większość meczu miały problemy ze stwarzaniem sytuacji, choć wynik może o tym nie świadczyć. Wrocławianie objęli prowadzenie po kontrowersyjnym rzucie karnym. Hubert Wołąkiewicz zahaczył Łukasza Gikiewicza, ale przed linią szesnastego metra. - Śląskowi jedną sytuację stworzył sędzia, bo karnego nie było, a poza tym jeśli faul był to przed linią pola karnego. W drugiej połowie wrocławianie oddali strzał po rzucie rożnym i to było wszystko, co Śląsk potrafił stworzyć. Wiadomo, że w końcówce mieli swoje sytuacje, ale wynikało to z tego, że my chcieliśmy strzelić trzecią bramkę - dodaje obrońca Lecha.
Poznaniacy zdołali odpowiedzieć na bramkę Sebastiana Mili i jeszcze przed przerwą wyszli na prowadzenie. Chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy Śląsk wyrównał i taki wynik utrzymał się już do końca. - Gdybyśmy strzelili bramkę na 3:1, to byśmy grali spokojniej i ten mecz na pewno byśmy wygrali. Śląsk zdobył przypadkową bramkę, po czym była w naszym wykonaniu pogoń za dobrym wynikiem. Niestety się nie udało i jesteśmy zawiedzeni, ale taka jest piłka. Chcemy zapomnieć o tym meczu i teraz koncentrujemy się na wtorkowym spotkaniu w Pucharze Polski - zakończył Gancarczyk, który w piątkowym meczu zaprezentował się z dobrej strony.