Łukasz Gikiewicz: Murawa wyglądała fajnie, ale czuliśmy się na niej jak na plaży

Remis w Poznaniu zadowolił piłkarzy Śląska Wrocław, mimo że w końcówce mieli oni szansę na zwycięstwo. Jak przebieg piątkowego pojedynku ocenił Łukasz Gikiewicz?

Podopieczni Oresta Lenczyka objęli prowadzenie jako pierwsi (po bramce Sebastiana Mili z rzutu karnego), ale nie utrzymali go zbyt długo. Już do przerwy bowiem Kolejorz zdobył dwa gole. - Gdybyśmy nie stracili tych bramek tak szybko, to może w drugiej połowie udałoby się skontrować gospodarzy i zainkasować komplet punktów. Jednak końcówka pokazała, że nawet przy remisie mieliśmy na to szansę. Waldemar Sobota i Łukasz Madej dali dobre zmiany i mogli pokusić się o trafienia. Szkoda, że nie wygraliśmy, lecz wyjazdowy remis z Lechem to też jakiś wyczyn, poza tym zaliczyliśmy kolejny występ bez porażki - powiedział Łukasz Gikiewicz.

W trakcie spotkania napastnik Śląska doznał lekkiego urazu. Już wiadomo, że nie jest to nic poważnego, choć jak przyznał sam zainteresowany, ból był dokuczliwy. - Nabiegałem się i poczułem ukłucie w mięśniu dwugłowym. Znalazłem się na noszach i tak mnie bolało, że nie mogłem wytrzymać.

Mecz Lecha ze Śląskiem toczył się w gorącej atmosferze, na co miał wpływ m. in. nowy stadion. Już niedługo także wrocławianie będą grać na podobnym obiekcie. - Trener Lenczyk powiedział nam na odprawie, że on jako zawodnik nie miał okazji występować w takich warunkach. W Poznaniu gra się tylko raz w roku. Chcieliśmy to wykorzystać i chyba nam się udało, bo wywieźliśmy remis - dodał Gikiewicz.

Przy okazji każdej potyczki rozgrywanej na Stadionie Miejskim jak bumerang powraca temat murawy. Tym razem była ona dobrej jakości, ale trawa nie zdążyła się ukorzenić, co sprawiało piłkarzom niemałe problemy. - Na początku spotkania boisko było równiutkie i na pewno fajnie wyglądało w telewizji. My jednak czuliśmy się na nim jak na plaży. Przy każdym starcie do piłki czy zatrzymaniu nogi się zapadały - zakończył 24-letni napastnik.

Komentarze (0)