Cracovia świetnie radzi sobie bez rasowego snajpera

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W sześciu spotkaniach rundy wiosennej Cracovia zdobyła 10 bramek. Lepszą skutecznością po zimowej przerwie wykazał się na razie tylko zespół lidera ekstraklasy, Wisła Kraków. Biała Gwiazda trafiła do siatki rywali 11 razy. O ile jednak w drużynie wicemistrzów Polski trzy gole były autorstwem Cwetana Genkowa, to dla Pasów nominalni napastnicy nie zdobyli ani jednej bramki!

W tym artykule dowiesz się o:

Krakowianom na razie udaje się pościg za rywalami w walce o utrzymanie w lidze. W "tabeli wiosny" zajmują drugą lokatę (znów tuż za Wisłą) i w pierwszych kolejkach rundy rewanżowej stratę do Arki Gdynia i Polonii Bytom zniwelowali z dziewięciu punktów do odpowiednio jednego i czterech "oczek". A wszystko to bez udziału nominalnych napastników.

Po odsunięciu od pierwszej drużyny, a następnie pozbyciu się z klubu Bartosza Ślusarskiego i Radosława Matusiaka jedynym w Cracovii snajperem - przynajmniej z nazwy - był Marcin Krzywicki. - Nie wyobrażam sobie, że zostanę z tym stanem posiadania, który jest. Jeśli tak zostanie, to będziemy mieć słabą siłę - mówił w styczniu Jurij Szatałow. Zimą Pasy długo szukały więc odpowiedniego napastnika, ale skończyło się na ściągnięciu niemal w ciemno byłego króla strzelców słowackiej Corgon Ligi, Pavola Masaryka, przywróceniu do łask Sebastiana Kurowskiego, który ostatni rok spędził na rehabilitacji po operacji kolana i przekwalifikowaniu na środek ataku Bartłomieja Dudzica.

Krzywicki, którego występ w jesiennym spotkaniu z GKS-em Bełchatów (3:2) dał Pasom nadzieję na utrzymanie, wiosną zagrał ledwie 19 minut. Masaryk natomiast przebywał na boisku w sumie ledwie 68 minut, a wchodzi na nie dopiero w końcówkach i na razie pełni rolę bardziej pierwszego obrońcy niż napastnika. Szatałow bierze jednak swojego podopiecznego w obronę: - Bardzo wiele rzeczy składa się na to, że na razie nie spełnia oczekiwań. Mogło być i tak, że jakby Masaryk w pierwszym czy drugim meczu trafił do pierwszego składu, to strzeliłby jedną czy dwie bramki i teraz cały czas byłby w okolicach podstawowego składu. Tak się nie stało, bo nie był przygotowany do gry pod każdym względem. Teraz będzie stopniowo wchodził. To jest zawodnik, który może nam pomóc i na pewno będzie przydatny. W ostatnim meczu pokazał już swoje walory.

Kurowski trenuje z zespołem Młodej Ekstraklasy, a Dudzic, który w pierwszych pięciu spotkaniach był podstawowym napastnikiem, po bardzo słabym występie z Górnikiem w Zabrzu (0:1). W ostatnim meczu z Lechią Gdańsk zastąpił go na środku ataku kolejny nominalny skrzydłowy, Saidi Ntibazonkiza. - Saidi u siebie w reprezentacji gra na takiej pozycji i tu go wypróbowaliśmy, ale to nie jest dla niego optymalna pozycja. On atakuje z głębi pola. Nie jest takiej postury jak Masaryk i woli atakować przodem do bramki, niż zastawiać się i grać tyłem. Środek ataku to nie jest jego pozycja - twierdzi dziś Szatałow. Sam Burundyjczyk przekonuje oczywiście, że dla niego najważniejsza jest gra: - Dla mnie najlepiej jest grać gdziekolwiek w formacji ofensywnej. Mogę grać na lewej stronie, mogę grać na prawej, mogę grać środkowego napastnika - to dla mnie bez różnicy.

Gołym okiem jednak widać, że sprowadzony z NEC Nijmegen woli trzymać się linii bocznej niż rozbijać między stoperami rywali, czego efektem była bramka na 3:0 z Lechią, kiedy po dynamicznym rajdzie skrzydłem wyłożył piłkę Aleksiejsowi Visnakovsowi. Tak dochodzimy do Łotysza, który wiosną jest bez wątpienia jedną z najjaśniejszych postaci ofensywy Pasów. Przed startem rundy rewanżowej trener Szatałow mówił, że Visnakovs może być najważniejszym transferem Cracovii, ale teraz tonuje optymistyczne głosy na temat gry szybkiego skrzydłowego: - Na razie nie powiem czy moja teza się potwierdziła. Jest jeszcze za wcześnie. Przed nami jeszcze dziewięć spotkań. Gdy skończy się sezon, spokojnie usiądziemy i ocenimy każdego piłkarza. Wiele w ataku Cracovii zależy również, a może przede wszystkim od 21-letniego Mateusza Klicha. Młody rozgrywający sam trzykrotnie wpisał się na listę strzelców, a przy trzech kolejnych trafieniach kolegów zaliczył asystę.

Trener Jurij Szatałow zdaje się jednak w ogóle nie martwić tym, że w walce o utrzymanie musi radzić sobie bez rasowego snajpera: - Uważam, że jeśli będziemy grali na zero z tyłu, to mamy na tyle mocnych zawodników w ofensywie, że możemy wygrywać.

Źródło artykułu: