O tym, co się działo w Odrze można napisać dobrą książkę - rozmowa z Jarosławem Skrobaczem, trenerem Odry Wodzisław

W zimie w Odrze Wodzisław po raz kolejny wszystko stanęło na głowie. Po roszadach w klubie z Bogumińskiej pojawiła się iskierka nadziei na normalność. - Wszyscy ci, którzy nas skreślają, robią to za wcześnie - przekonuje w rozmowie z naszym portalem Jarosław Skrobacz, trener spadkowicza z ekstraklasy.

Marcin Ziach: Co się dzieje w rundzie wiosennej z Odrą Wodzisław?

Jarosław Skrobacz: O tym co się działo w Wodzisławiu Śląskim w zimie, chyba każdy nawet średnio zorientowany w pierwszoligowych realiach kibic wie. Mam dziś w kadrze tylko kilku zawodników, którzy grali w Odrze jesienią. Reszta kadry jest wymieniona, dlatego brakuje nam doświadczenia i zgrania. Z meczu na mecz nasza gra wygląda coraz lepiej, ale czy uda nam się złapać rytm do końca tego sezonu, sam nie wiem.

Passa siedmiu meczów ligowych bez zwycięstwa chwały wam nie przynosi.

- Chwały na pewno nie przynosi, ale jeśli mam być szczery, to obawialiśmy się przed startem rundy, że to może tak wyglądać. Nie trenowaliśmy w okresie przygotowawczym, a drużyna była spleciona na szybko. Do ostatnich godzin przed startem ligi ważyło się, czy w ogóle wystartujemy. Nie było mowy o jakiejkolwiek budowie taktyki. Nie rozegraliśmy nawet jednego sparingu w pełnym składzie. Widać, że ci chłopcy chcą grać w piłkę. Po meczu z GKP, w którym zagraliśmy fatalnie i miałem do chłopaków ogromne pretensje o zaangażowanie, w Radzionkowie moja drużyna zagrała z zębem. To daje nadzieje na przyszłość.

Po sześciu wiosennych kolejkach Odra przesunęła się do strefy spadkowej.

- No tak, ale jest jeszcze dziesięć meczów do końca i jeszcze z tej ligi nie spadliśmy. Mamy 26 punktów, potrzebujemy jeszcze przynajmniej dwunastu, żeby się utrzymać. Mimo wszystko ja wciąż głęboko wierzę w to, że jeszcze przyjdą zwycięskie dla nas mecze i utrzymamy się w tej lidze.

W zimie w Wodzisławiu Śląskim po raz kolejny wszystko stanęło na głowie.

- Na ten temat już nawet nie chcę się wypowiadać, bo to, co się u nas działo, mogłoby być tematem na dobrą książkę. Wszyscy w klubie mamy jednak świadomość, że gdyby to dalej szło w kierunku, w którym szło na przełomie grudnia i stycznia, to Odry by już dzisiaj nie było. Nie miałby kto w tym klubie grać. Piętnastu zawodników miało rozwiązane kontrakty, a na zatrudnienie tych graczy, o których myślał poprzedni zarząd, nie byłoby nas po prostu stać. Mieli oni zarabiać po siedem czy osiem tysięcy, a u nas zawodnicy zarabiają obecnie półtora tysiąca złotych i jest jeszcze problem z tym, żeby to regularnie wypłacać. To jest także jedna z odpowiedzi na naszą postawę.

Głosy napływające z Bogumińskiej mówiły, że zawodnicy mimo wszystko pensje regularnie otrzymują.

- Przez ostatnie dwa miesiące chłopcy dostali już pensje. Nie mówimy oczywiście o zaległościach z jesieni, które w dalszym ciągu klub im zalega. Zawodnicy dostali pensje w połowie marca i w połowie kwietnia. Zaległości jednak nadal są i tego nie da się ukryć.

Czyli zawodnicy eksmisji, jak miało to miejsce jesienią, na razie nie muszą się obawiać?

- Chcieli nas za to wyrzucić ze stadionu. Jesienią rzeczywiście tak było, że chłopcy nie mieli nawet z czego zapłacić za czynsz. Teraz sytuacja organizacyjna klubu, wobec problemów z poprzednich miesięcy, wygląda inaczej. Musimy chylić czoła przed tymi osobami, które są jeszcze zaangażowane w to wszystko i wierzą, że w Odrze da się jeszcze coś zrobić. Pod kątem organizacyjnym w klubie wszystko zaczyna wyglądać dzięki nim w miarę normalnie.

W Odrze pełni pan funkcję trenera, czy raczej psychologa leczącego skołatane nerwy drużyny?

- Był moment, że w Odrze byłem wszystkim (śmiech). Nawet masażystą i gospodarzem. Czy trener czy psycholog - myślę, że i to, i to.

Gdzieś w gabinetach działaczy i sztabu szkoleniowego Odry tli się jeszcze nadzieja, że do Wodzisławia Śląskiego wróci w przyszłości ekstraklasa?

- Teraz o tym nikt nie myśli, bo mamy mnóstwo innych problemów na głowie. Nasze myśli skupiają się przy tym, jak przetrwać i sportowo utrzymać się w I lidze, bo na tym bardzo nam zależy. Czy ktoś myśli dzisiaj o ekstraklasie? To chyba są przy obecnej sytuacji tak odległe marzenia, że na razie nikt takiej opcji nie bierze na poważnie.

Żeby zachować ligowy byt, Odra musi zacząć wygrywać. Tymczasem najbliżsi rywale należeć będą do tych szczególnie niewygodnych.

- Najpierw zagramy z Kolejarzem u siebie, a potem z Górnikiem w Polkowicach. W tej lidze tak naprawdę każdy rywal jest niewygodny. My umieliśmy urwać punkt Ruchowi na jego terenie, gdzie zawodnicy tej drużyny wygrywali seryjnie. I liga jest bardzo wyrównana i oprócz kilku bardzo fajnie poukładanych klubów, wszystkie mają swoje kłopoty. Są w tej lidze kluby mające w kadrze kilkunastu zawodników z przeszłością ekstraklasową. Ale takich klubów jest niewiele. Pozostałe grają o przetrwanie i każdy z każdym może coś ugrać. My dwa tygodnie temu prowadziliśmy z Podbeskidziem, by w końcówce opaść z sił i to spotkanie przegrać. To pokazuje jednak, że liga jest wyrównana i każdy może te punkty zdobyć.

Mecze z Kolejarzem i Termaliką, które wciąż jeszcze przed wami, zagracie o sześć punktów.

- W każdym meczu, w którym zakładamy sobie, że chcemy atakować, nie potrafimy się zbytnio przy piłce utrzymać i narażamy się na kontry. W ten sposób przegraliśmy mecze z Wartą Poznań i GKP Gorzów Wlkp., choć w tym przypadku w trochę mniejszym stopniu. Do meczu z Kolejarzem zostało jeszcze kilka dni i na pewno będziemy myśleć nad receptą, co zrobić, żeby ta zdobycz punktowa była większa.

Widać, że mimo trudnej sytuacji światła za sobą gasić nie ma pan zamiaru.

- Nie róbmy z naszej pozycji w tabeli dramatu. Mamy za sobą mecze z Podbeskidziem i Piastem, ciężkie pojedynki w Łęcznej, Kluczborku i Radzionkowie. Nie możemy popadać w histerię, że już się poddajemy. Mamy przed sobą mecze z bezpośrednimi rywalami jak Dolcan, Kolejarz czy Nieciecza, a na dodatek czeka nas bardzo fajny mecz z ŁKS-em Łódź. Na kogo się sprężyć, jak nie na mecz z liderem. Myślę, że ci co nas skreślają, robią to za wcześnie.

Komentarze (0)