Lechia Gdańsk przystępowała do sobotniego meczu po czarnej serii - pięciu meczów bez bramki. Złożyły się na to trzy mecze ligowe i dwa spotkania w ramach Pucharu Polski. Zadaniem nadmorskiej drużyny było więc nie tylko przerwanie złej passy i zmazanie plamy po dwóch porażkach z Legią w Pucharze Polski, ale również przełamanie niemocy strzeleckiej. Lechia przed meczem miała też bardzo słaby bilans meczów z Legią przy Traugutta, gdyż nie potrafiła z nią wygrać na własnym stadionie od... 1958 roku.
Początek spotkania ułożył się znakomicie dla Legii Warszawa. Po raz kolejny głównym aktorem i katem Lechii był... obrońca biało-zielonych, Krzysztof Bąk. Wychowanek Polonii Warszawa, który w meczu Pucharu Polski przeciwko Legii strzelił bramkę samobójczą, również i tym razem wpakował piłkę do własnej bramki. Piłkę w siódmej minucie wrzucał Manu, w kierunku bramki strzelił ją Maciej Rybus, a Bąk próbując wybić futbolówkę trafił ją tak niefortunnie, że wpadła ona w okienko bramki Pawła Kapsy. - Ze strony Kapsy była komenda, żeby wybić piłkę. W ostatniej chwili miałem jednak wątpliwości czy za mną nikogo nie ma. Była to bramka wynikająca z braku zrozumienia - przyznał Bąk. - Zabrakło komunikacji, krzyknąłem żeby wybił piłkę, bo widziałem za jego plecami kogoś z Legii. Nie chciałbym jednak niczego na gorąco komentować - dodał Kapsa. Trafienie to zdekoncentrowało podopiecznych Tomasza Kafarskiego i próbowała wykorzystać to Legia, która wprost ostrzeliwała bramkę biało-zielonych.
W końcu jednak karta się odwróciła i Lechia Gdańsk wreszcie zdobyła bramkę! Piłkę z rzutu wolnego posłał znakomicie grający w tym spotkaniu Levon Hajrapetjan, a głową strzelał Abdou Razack Traore. - Walczyliśmy, daliśmy z siebie wszystko i udało nam się odnieść upragnione zwycięstwo. Trener chciał, abyśmy dużo dośrodkowywali i dlatego tak często się na to decydowałem - powiedział Ormianin. Do końca pierwszej połowy obie drużyny miały swoje szanse, ale piłka była głównie rozgrywana w środku boiska. Najgroźniejsze strzały oddali Michal Hubnik i Manu, ale po strzale Czecha piłka przeleciała minimalnie ponad bramką, natomiast akcję Portugalczyka storpedował Luka Vućko.
To co zdarzyło się w pierwszej połowie to jednak nic w porównaniu do tego, jakiej klasy widowisko oglądali kibice w drugiej części spotkania. Wszystko zaczęło się w 54 minucie, kiedy sygnał do ataków po raz kolejny dał reprezentant Armenii, Levon Hajrapetjan. Przebiegł on prawą stroną boiska i podał piłkę do Traore, ten oddał bardzo efektowny strzał z woleja, ale tym razem lepszy był Wojciech Skaba. Później Lechia przeprowadziła kilka bardzo groźnych i efektownych sytuacji i w końcu doczekała się kolejnej bramki. Tym razem z prawej strony piłkę wrzucił Marcin Pietrowski, a w pole karne wbiegł Ivans Lukjanovs, który czysto trafił w piłkę i przy tej sytuacji Skaba był bez szans. - Lechia grała zdecydowanie w obronie, a my nie mieliśmy pomysłu na rozpracowanie gdańskiej defensywy i grała skomasowanym atakiem, z czym nie potrafiliśmy sobie poradzić. Szczególnie musieliśmy zwrócić uwagę na dośrodkowania z obrzeży boiska, bo w tym elemencie Lechia jest groźna - przyznał Jakub Rzeźniczak, który w połowie zszedł z boiska z powodu urazu. - Nie wiem dokładnie co mi jest, ale nie wygląda to za ciekawie - powiedział obrońca Legii.
Później ciągle grę próbowała kontrolować Lechia Gdańsk, jednak ataki Wojskowych nie pozwalały spać Pawłowi Kapsie spokojnie. Bramkarz biało-zielonych szczególnie wykazał się w 70 minucie, kiedy to wyszedł do akcji Hubnika i najpierw obronił piłkę nogami, po czym obronił też dobitkę. Ostatnie minuty, to już typowe walenie głową w mur Legii Warszawa, która próbowała zrobić wszystko, aby uratować wynik spotkania. Ostatecznie jednak górą była Lechia, której zawodnicy zachowali do końca zimną krew i wystarczyło to na grającą bez Ivicy Vrdoljaka Legię. - Ostatnie tygodnie były bardzo ciężkie. Żyje nam się lepiej jak drużyna wygrywa, a takiej krytyki jaką mieliśmy po ostatnim meczu pucharowym się nie spodziewałem. Wiadomo, że ostatnie tygodnie nie były najlepsze w naszym wykonaniu, ale każdy się starał, aby wyniki były jak najlepsze i nie można nam zarzucić, że było inaczej. Trudno było się nas podnieść, ale w drugiej połowie gra była taka jak jesienią i czuliśmy, że mogliśmy ten mecz wygrać - podsumował Paweł Nowak.
Lechia Gdańsk - Legia Warszawa 2:1 (1:1)
0:1 - Bąk (sam.) 7'
1:1 - Traore 23'
2:1 - Lukjanovs 59'
Składy:
Lechia Gdańsk: Kapsa - Hajrapetjan, Bąk, Vućko, Deleu - Nowak, Surma, Pietrowski - Traore (78' Bajić), Dawidowski (50' Buval), Lukjanovs
Legia Warszawa: Skaba - Rzeźniczak, Choto, Komorowski (46' Kneżević), Wawrzyniak - Rybus (59' Radović), Borysiuk, Cabral (82' Ogbuke), Manu - Kucharczyk, Hubnik.
Żółte kartki: Surma, Pietrowski (Lechia) Hubnik, Rybus, Borysiuk (Legia).
Sędzia: Hubert Siejewicz (Białystok).
Widzów: 7.120.
Oceny drużyn:
Lechia Gdańsk: 4.5 - Lechia Gdańsk szczególnie w drugiej połowie pokazała, że nie zapomniała jak się gra. Biało-zieloni próbowali atakować z każdej ze stron, ale największą destrukcję wprowadziły akcję prawą flanką. Świetnie grali Levon Hajrapetjan, Abdou Razack Traore, czy też Marcin Pietrowski, a Luka Vućko tradycyjnie "czyścił" piłki w obronie. Lechia się przełamała i na tak grającą drużynę biało-zielonych kibice czekali od miesięcy.
Legia Warszawa: 3.0 - Legioniści bardzo dobrze zaczęli mecz i po zdobytej bramce nie cofnęli się, tylko próbowali dalej atakować. Ciosy w postaci bramek Lechii i pewna gra w obronie biało-zielonych nie pozwoliły jednak Wojskowym rozwinąć skrzydeł. Legia nie prezentowała się tak dobrze jak w Pucharze Polski, jednak ostatnie minuty spotkania, w których więcej pracy miał Paweł Kapsa mogą podnieść ogólną ocenę gry stołecznej drużyny.