Trzeba będzie się mądrze zachować w trudnych momentach - rozmowa z Łukaszem Surmą, piłkarzem Lechii Gdańsk

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Lechia Gdańsk wygrała pięć ostatnich potyczek derbowych z Arką Gdynia. Kolejny najbardziej prestiżowy mecz Trójmiasta już w niedzielę w Gdyni. Przed tym spotkaniem w obszernym wywiadzie wypowiedział się kapitan biało-zielonych, Łukasz Surma.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Gałęzewski: Czy po ostatnich spotkaniach kiedy byliście w dołku wierzyliście w to, że uda wam się wygrać z Legią? Jak wyglądały godziny przed meczem, że można było zobaczyć inną Lechię?

Łukasz Surma: Im więcej było na nas krytyki i nieprzychylnych słów w stronę Lechii Gdańsk, tym bardziej drużyna się konsolidowała. Byliśmy jeszcze bardziej razem i chcieliśmy wygrać oraz pokazać, że potrafimy grać w piłkę.

Po meczu z Legią było jednak dużo pozytywnych głosów. Nie rozpieści was to więc za bardzo?

- Musiały być pozytywne głosy, bo zagraliśmy świetny mecz. Uważam, że był to jeden z lepszych meczów od czasu jak jestem w Lechii. Przegrywaliśmy 0:1, a zdołaliśmy wygrać 2:1. Pokazaliśmy charakter, rytm gry, potrafiliśmy się bronić. My krytykę przyjmujemy, ale konstruktywną i to pokazaliśmy. Potrafiliśmy się pozbierać i wziąć to do siebie.

Po ostatnim weekendzie i waszym zwycięstwie nad Legią oraz klęsce Arki w Warszawie, wszystko przemawia na waszą korzyść.

- Po występie Arki na wyjeździe tak to może wyglądać, jednak u siebie jest to całkiem inny zespół. Spodziewam się właśnie takiej Arki jak z meczu z Cracovią. Mamy różne cele, ale liga jest wyrównana. Uważam, że będzie to bardzo trudny mecz i trzeba będzie przetrwać, gdyż nigdy wszystko nie może układać się na korzyść jednej drużyny. Będą trudne momenty i trzeba będzie się bardzo mądrze zachować.

Ważna będzie psychika, gdyż jeszcze przed ostatnim weekendem to Arka wydawała się być na fali, a wy w dołku...

- Tak, ale troszeczkę się podbudowaliśmy wynikiem z Legią, gdzie zagraliśmy z charakterem. Jesteśmy teraz mocniejsi niż przed meczem z Legią Warszawa, kiedy to byliśmy w dołku. Nie wiem jak czują się piłkarze Arki, ale na pewno nie mają łatwo. Grają o utrzymanie, mają siedem kolejek do końca, więc musi być im ciężko. Dobrze o tym wiem, bo my byliśmy w takiej sytuacji dwa lata temu.

Co się stało, że tak dobrze wam poszedł ostatni mecz? Jest to wasz przełom?

- Po prostu dobrze zagraliśmy, natomiast czy był to przełom? Nie można tak o tym mówić, bo był to dopiero jeden mecz. Trzeba po prostu potwierdzić to do końca sezonu. Mamy na to siedem kolejek.

Po ostatnim zwycięstwie pojawiły się w mediach tytuły, że Lechia będzie walczyć o europejskie puchary. Jest to miłe, czy deprymujące?

- Miło może być nam wtedy, gdy znajdziemy się w pucharach. Z jednej strony mi jest wszystko jedno, czy ktoś tak o nas pisze, a z drugiej nie jest to też bardzo łatwe. Puchary można wywalczyć tylko dobrą grą, więc na ewentualną radość przyjdzie czas po sezonie.

Czy brak waszych kibiców na stadionie w Gdyni nie będzie wam przeszkadzał w odniesieniu korzystnego rezultatu?

- Ma ich nie być ale zdajemy sobie sprawę, że cały Gdańsk będzie siedział przed telewizorami i trzymał za nas kciuki. Nam zależy na tym, aby zagrać jak najlepiej umiemy. Liczymy się z tym, że prawdopodobnie komplet widzów obejrzy to spotkanie.

Arka ma taką sytuację, że musi wygrać. Was ewentualny remis by satysfakcjonował?

- Zależy po jakim meczu. Na przykład w Zabrzu zagraliśmy naprawdę średni mecz i wielu dziennikarzy pytało nas, czy satysfakcjonuje nas punkt. Powiedziałem, że tak, bo po takiej grze wygrać nie można było, więc trzeba było zremisować. Mam nadzieję, że w Gdyni będziemy grać dobrze, bo przed meczem jeden punkt nas nie satysfakcjonuje.

Mówiłeś, że Arka ma nóż na gardle, ale wy też przecież macie szansę na europejskie puchary i nie możecie tracić punktów...

- Tak to prawda. Musimy wygrywać, bo goni nas osiem zespołów.

Na czym polega wasz patent na Arkę? Rzadko komu się zdarza wygrać pięć spotkań z rzędu szczególnie, że w poprzednich sezonach różnica pomiędzy grą obu zespołów nie była tak duża, jak by to pokazywały wyniki.

- Różnica nie jest aż tak duża i jak ktoś by powiedział przed tymi pięcioma spotkaniami że wygramy wszystkie, to chyba nikt by w to nie uwierzył. Szczególnie w derbach są ciężkie chwile w meczu i trzeba je przetrwać. W Gdyni Arka będzie miała swoje atuty i z pewnością będzie nam ciężko. To nie jest tak że przyjeżdża nie wiadomo jak dobry zespół i Arka nie ma szans. Różnice są minimalne i o wszystkim zadecydują szczegóły.

Jest u was w składzie wielu zawodników zagranicznych. Jak oni postrzegają te derby?

- Wiedzą co to są derby Trójmiasta, bo prawie wszyscy w nich już grali. Na stadionie w Gdyni jeszcze nie byłem, ale z tego co wiem jest on trochę podobny do stadionu Cracovii, czyli jest kameralny. W telewizji może tego nie słychać, ale na boisku słychać ludzi i musimy być na to przygotowani.

Chciałbyś - podobnie jak po poprzednich derbach w Gdyni - spotkać się w niedzielę z kibicami na Traugutta?

- Wszystko zależy od wyniku, bo w piłce jest tak, że jak wygrywamy to jest wszystko dobrze, a jak przegrywamy to jest krytyka. Koniec sezonu jest jednak blisko i najlepiej byłoby świętować po sezonie, a nie po poszczególnych meczach.

Macie bardzo ciekawą końcówkę sezonu, gdyż wszystkie siedem spotkań możecie i wygrać i przegrać.

- Fajnie, że mamy u siebie najbardziej prestiżowe mecze, bo kibice będą mogli zobaczyć te drużyny, do których jeździliśmy wcześniej na mecze wyjazdowe.

Czy w takim meczu jak derbowy ktoś może czymś zaskoczyć, czy trzeba postawić na to co się najlepiej umie?

- Można zaskoczyć chyba, że dziennikarze przyjdą na trening i podadzą wcześniej skład i ustawienie (śmiech, dop. red.).

Macie bardzo krótką ławkę rezerwowych. Będziecie oszczędzać kości?

- Nie myśli się o tym na boisku. Niestety Tomek Dawidowski złapał kontuzję i bardzo tego żałujemy, bo grał ostatnio bardzo dobrze. Jest to wliczone w nasz zawód. Młodzi zawodnicy też się rozwijają, bo jeżdżąc z nami na mecze i nawet siedząc na ławce rezerwowych też wiele wynoszą. Siedzenie na trybunach to co innego.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)