Pojedynki z Legią Warszawa i Cracovią wyglądały tak samo. Lubinianie obejmowali prowadzenie i tracili je w doliczonym czasie gry. Miedziowi popełniali prosty błąd - całym zespołem zaczęli bronić dostępu do własnej bramki. W efekcie przeciwnik wrzucał piłkę "na aferę" i zdobywał gola. Zagłębie zamiast kompletu punktów zaledwie remisowało.
Z Lechem Poznań sytuacja była podobna. Jedenaście minut przed końcem Mouhamadou Traore wykończył składną akcję całego zespołu. Lech rzucił się do odrabiania strat, ale natrafił na... ofensywne Zagłębie. Lubinianie dostali nauczkę w meczu z Legią i Cracovią. Zamiast rozpaczliwie bronić bardzo dobrego wyniku także ruszyli do ataków. W doliczonym czasie gry grali w "dziadka" z piłkarzami Lecha na jego połowie!
- Tutaj nie będę się chwalił. Wyszło to z inicjatywy piłkarzy. Oni sami w siebie uwierzyli, że można z Lechem grać piłką, a nie tylko szukać okazji w kontratakach. Zrobili to bardzo umiejętnie. W piłce nożnej wszyscy chcielibyśmy grać jak najbardziej widowisko. Jednak wynik jest najważniejszy. W naszej lidze, tak bardzo wyrównanej, sporo punktów można zdobyć samą motywacją, zaangażowaniem i ambicją - podsumował Jan Urban.
Jak widać Zagłębie to pojętny uczeń, bo lekcje na Łazienkowskiej i Kałuży wykorzystał do pokonania Lecha Poznań. Z drugiej stron sam może mówić też o szczęściu. Wystarczy przypomnieć pojedynek z Polonią Bytom. Wówczas Szymon Pawłowski pierwszą bramkę zdobył pięć minut przed końcem i to po olbrzymim błędzie Marcina Juszczyka. Reprezentant Polski w doliczonym czasie gry dobił rywali.