Niebiescy źli na siebie. Grodzicki bije się w piersi

Upływał już doliczony czas, gdy do siatki Ruchu trafił zupełnie niepilnowany Kamil Wilczek. W polu karnym zawodnicy Niebieskich pozostawili bez opieki wprowadzonego chwilę wcześniej piłkarza Zagłębia, w efekcie piłka znalazła się w bramce.

Michał Piegza
Michał Piegza

Nie tak miała wyglądać gra Ruchu Chorzów w spotkaniu z Zagłębiem Lubin. Jednak mimo przeciętnej postawy Niebiescy mogli to spotkanie wygrać. W doliczonym czasie gry do siatki gospodarzy trafił jednak Kamil Wilczek. - Nie wiem jak to się stało, że nikt go nie pilnował. Przecież strzelił gola chyba z pięciu metrów - rozpaczał po meczu kapitan Ruchu Rafał Grodzicki. - Może w polu karnym zabrakło nam jednego zawodnika. Przecież wydawało się, że wygramy. Było tak blisko - martwił się wprowadzony po przerwie Arkadiusz Piech.

Goście dwukrotnie w meczu doprowadzali do wyrównania. Przy pierwszym golu poważny błąd popełnił Grodzicki. - Źle oceniłem sytuację. Myślałem, że piłka spadnie i po koźle dostanie poślizgu trafiając do bramkarza. Stało się inaczej. Na szczęście koledzy mi pomogli, bo w końcówce znowu wyszliśmy ma prowadzenie. A później nadeszła feralna 94. minuta. Chyba długo będzie nam się śniła ta sytuacja - wracał do ostatniej akcji meczu kapitan Niebieskich.

W pierwszej połowie piłkarze Ruchu, mimo że prowadzili, swoją postawą rozczarowali. - Przydarzył nam się troszeczkę słabszy dzień. Nie można powiedzieć jednak, że zagraliśmy najgorzej. Momentami nasza gra wyglądała dobrze. Zabrakło nam głównie konsekwencji - ocenił strzelec jednej z bramek dla Ruchu Maciej Jankowski. - Taki jest sport. Nic już nie zmienimy. Pretensje możemy mieć tylko do siebie - podsumował Piech.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×