Horror w końcówce groził zawałem - trenerzy po meczu Warta Poznań - Sandecja Nowy Sącz

Dobiegła końca seria nieprzegranych meczów Sandecji Nowy Sącz. Podopieczni Mariusza Kurasa zbyt późno ruszyli w pogoń za dominującą większość meczu Wartą i polegli w Poznaniu 1:2. Dzięki zwycięstwu Zieloni są coraz pewniejsi utrzymania w lidze. - Nie mam powodów do zadowolenia. Przyjechaliśmy do Poznania przynajmniej po punkcik, a po cichu liczyłem nawet na zwycięstwo - komentował Mariusz Kuras.

Mariusz Kuras (trener Sandecji Nowy Sącz): Wiedziałem przed meczem, że siła rażenia Warty jest naprawdę spora. Występują w niej bowiem wybitni piłkarze, którzy w przeszłości grali pierwsze skrzypce na boiskach ekstraklasy. Właśnie dlatego nie chciałem zagrać w Poznaniu otwartej piłki. Dopiero w końcówce zmusiła mnie do tego sytuacja. To wtedy pojawiła się szansa na doprowadzenie do remisu, ale moi zawodnicy nie trafiali w światło bramki. Warta wygrała zasłużenie, a ja nie mam powodów do zadowolenia. Jechaliśmy tutaj przynajmniej po punkcik, a po cichu liczyłem nawet na zwycięstwo. Cieszy mnie za to fakt, że stworzyliśmy niezłe widowisko z pięknymi paradami bramkarskimi. Życie toczy się dalej, a przed nami ważna potyczka z Odrą Wodzisław Śl.

Bogusław Baniak (trener Warty Poznań): Było to dla mnie ważne spotkanie z kilku względów. Po pierwsze, pokonałem Mariusza Kurasa - znakomitego trenera i człowieka, który był kiedyś kapitanem Pogoni Szczecin, którą prowadziłem. Dodatkowo, wykonaliśmy milowy krok w kierunku utrzymania. Musieliśmy wygrać, aby uczynić tę niedzielę piękną dla kibiców. Zagraliśmy bardzo dobre spotkanie, a w niektórych akcjach wręcz przecierałem oczy ze zdumienia. Wyprowadzaliśmy je bowiem fantastycznie. Mam jednak pretensje do moich zawodników, że doprowadzili do horroru w końcówce, który groził trzecim zawałem w moim życiu. Grając tak dobrze, powinniśmy pewnie i przyjemnie wygrać ten mecz. Niestety, doprowadziliśmy do sytuacji, w której Sandecja mogła jeszcze odwinąć losy meczu, tak jak potrafi się odwinąć zdobywca bramki Damian Staniszewski. Z kolei Zbigniew Zakrzewski jest solidnie poobijany, ale jako lekarz dusz, postaram się, aby pojechał do Łęcznej.

Źródło artykułu: