Piłkarze Stali Stalowa Wola pokonali zespół OKS-u 1945 Olsztyn 2:0. Zielono-czarni w tym spotkaniu nie zaprezentowali się jednak najlepiej. Stalowcy gole zaczęli strzelać dopiero po tym, jak arbiter spotkania wyrzucił jednego z ich piłkarzy z boiska. - Taka jest właśnie piłka nożna. Piłkarze OKS-u grali dobrze, tak jak my dobrze graliśmy w czterech ostatnich meczach i nie wygraliśmy żadnego spotkania. Czasem pomimo słabszej dyspozycji jakiś stały fragment gry można wykorzystać i tak się mecze wygrywa - komentował po spotkaniu z zespołem z Olsztyna Marek Kusiak. - Trener nas uczulał, że w pierwszych trzydziestu minutach zawodnicy z Olsztyna nas zaatakują. Rzeczywiście w pierwszej połowie trochę zdrowia zostawili na boisku. My biegaliśmy za piłką, ale zaangażowanie, trochę ostrzejszej gry - nie brutalnej, i udało się wygrać ten mecz. Zagraliśmy słabiej, ale zdobyliśmy trzy punkty - dodał.
W 71. minucie obrońca Stalówki dobrze znalazł się w polu karnym i wyprowadził gospodarzy sobotnich zawodów na prowadzenie. - W piątek rozmawialiśmy z chłopakami i tak żartowałem, że w tej rundzie jeszcze bramki nie strzeliłem. I akurat w sobotę piłka wpadła do siatki. Chciałbym jeszcze coś dołożyć w tej rundzie - mówił doświadczony piłkarz.
OKS 1945 Olsztyn postawił trudne warunki piłkarzom ze Stalowej Woli. W meczu dużo też było spornych sytuacji po których piłkarze OKS padali na murawę niczym rażeni piorunem. - Gra brutalna nie była. Tak jak oni płakali to rzadko która drużyna tak płacze. Taka jest piłka nożna. Nogi nikt nie odstawiał i właśnie o to chodzi - wyjaśniał piłkarz Stali.
Co ciekawe zawodnicy ze Stalowej Woli bramki zaczęli strzelać w momencie, gdy na boisku było już ich dziesięciu. W 67. minucie Patryk Walasek otrzymał bowiem drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. - Pamiętam taki mecz, jak robiliśmy awans do I ligi, kiedy Jaromir Wieprzęć dostał w meczu z chyba Sandecją w 3. minucie czerwoną kartkę. I tak graliśmy w osłabieniu. Wygraliśmy to spotkanie chyba 3:1. Były to już chyba czasy Sławomira Adamusa tutaj w Stalowej Woli - wspomina Marek Kusiak.
W końcówce spotkania, miło osłabienia, piłkarze drużyny prowadzonej przez Sławomira Adamusa wykorzystali błąd w defensywie gości i zdobyli jeszcze jedną bramkę. - Był to bardzo ważny gol, bo trochę uspokoiło to grę pod koniec meczu. Ważne, że Rafał Turczyn poszedł do końca. Podejrzewam, że inny zawodnik by stanął i czekał na to, co się wydarzy. Rafał poszedł i wywalczył tą drugą bramkę - zaznaczył obrońca.
Piłkarze Stali na cztery kolejki przez końcem rozgrywek do drugiego miejsca w tabeli tracą osiem punktów. Stalowcy mają więc jeszcze matematyczne szanse na awans do I ligi. - Wszystko jest jeszcze realne. Mamy jeszcze mecz u siebie i nie ma odpuszczania. Gramy dla kibiców, mamy do zdobycia premie, które są nieduże, ale są - podsumował Marek Kusiak.