Każdy chciałby chodzić do kina, na dobry film - rozmowa z Robertem Podlińskim, trenerem Dolcanu Ząbki

Do Ząbek Robert Podliński przychodził po to, by zespół spokojnie dograł sezon z drugoligowym toporem na karku. Nikt wówczas się nie spodziewał, że młody szkoleniowiec odmieni oblicze Dolcanu. - Nie mieszałbym do tego cudów i wiary, bo utrzymanie może nam dać tylko ciężka praca - przekonuje 35-letni trener ząbkowskiej drużyny.

Marcin Ziach: Dolcan w ostatnich kolejkach idzie jak burza i wrócił do walki o utrzymanie na zapleczu ekstraklasy. Jakaś dodatkowa premia finansowa drużynę do tego stopnia zmotywowała?

Robert Podliński: Mieliśmy już dodatkową premię górską, bo byliśmy całą drużyną w Częstochowie i weszliśmy na Jasną Górę (śmiech). A mówiąc całkiem poważnie, to wcześniej premia za utrzymanie była bardzo duża. Kiedy objąłem zespół, to te cele się oddalały i o premii nie było już mowy.

Aspekt finansowy nie jest dziś w Ząbkach jednym z głównych wykładników?

- W szatni przed meczem nie zaglądamy sobie wzajemnie do portfela. My nie kalkulujemy i nie patrzymy kto ile zarabia. Tworzy się nam fajna grupa piłkarzy, która nie liczy pieniędzy, a chce grać w Dolcanie w przyszłym sezonie. Myślę, że zdecydowana większość z nich powolutku na to pracuje.

Ile zawodnicy Dolcanu otrzymają za zachowanie statusu pierwszoligowca?

- Szczerze mówiąc, nikt o tym ze mną nie rozmawiał, bo kiedy przychodziłem do Ząbek, kiedy w opinii wielu degradacja była przesądzona.

Udało się panu odmienić oblicze drużyny i udowodnić, że cuda w futbolu są możliwe.

- Nie mieszałbym do tego cudów i wiary, bo utrzymanie może nam dać tylko ciężka praca. Pracując tak jak dotychczas i grając z odpowiednim nastawieniem możemy w tej lidze pokonać każdego. Nie chciałbym tutaj rozpleniać jakiegoś huraoptymizmu, bo wiemy co nas czeka. Nie można nam jednak odmówić ambicji, bo widać, że w tej lidze chcemy się utrzymać.

Wydawało się, że trener Robert Moskal pozostawia po sobie spaloną ziemię.

- Zastałem w Ząbkach bardzo fajny zespół, który miał problem. Widać było, że ten zespół chce grać w piłkę i wygrywać, ale mu nie szło. W czym leżał problem tej drużyny? Ciężko mi pracę trenera Moskala oceniać. Być może brakowało zwykłego szczęścia.

Po serii porażek drużyna musiała być rozbita psychicznie.

- Problem psychiki rzeczywiście był znaczący. Kiedy drużyna jest rozbita mentalnie od razu pojawiają się problemy z motoryką, wydolnością czy czystymi umiejętnościami piłkarskimi. Udało nam się w trakcie treningów i wielu godzin rozmów z chłopakami przywrócić im wiarę w siebie i uwierzyli na nowo, że jeszcze nic nie jest stracone, a można wygrywać z każdym.

Skąd w polskiej piłce wziął się Robert Podliński?

- O tym musielibyśmy dłużej porozmawiać z moimi rodzicami (śmiech). Pochodzę z Podlasia, ale od lat jestem związany z Warszawą, gdzie studiowałem. W tym mieście pobierałem pierwsze szlify w pracy trenerskiej i z nim wiążę swoją przyszłość.

Opcja poprowadzenia Dolcanu była propozycją nie do odrzucenia?

- Pracowałem wcześniej krótko w Zniczu Pruszków, a potem miałem krótką przerwę. Kiedy dostałem ofertę z Ząbek, to wiedziałem, że muszę wziąć tę robotę, bo takich ofert po prostu się nie odrzuca.

Kiedy nastał newralgiczny punkt rundy, w którym wiara w utrzymanie w Ząbkach na nowo odżyła?

- Myślę, że taki mecz dopiero nadejdzie, a będzie to spotkanie z Odrą Wodzisław Śląski, w którym zdobyte punkty będą na wagę złota. Poza tym oprócz meczu z Łęczną, która jest w mojej opinii najsilniejszym w tej lidze zespołem piłkarsko i z którą przegraliśmy zasłużenie, było kilka takich spotkań, w których traciliśmy punkty na własne życzenie. Bo i z Sandecją, i z Wartą, i z Kluczborkiem mogliśmy spokojnie pokusić się o trzy punkty. Szczególnie szkoda mi meczu z Wartą, bo przegraliśmy go pechowo i niezasłużenie.

W najbliższym czasie na stadionie Dolcanu ma zostać otwarta nowa trybuna. Wie pan co zrobić, żeby na ząbkowski obiekt ściągnąć kibiców?

- Każdy chciałby chodzić do kina, na dobry film. W Polsce powstają nowe stadiony, na których oglądanie piłkarskich spotkań jest wielką przyjemnością. Myślę, że jeżeli nasz stadion będzie na wysokim poziomie, to nawet jeśli Dolcan nie będzie zespołem wielkim piłkarsko, to kibice dla samej otoczki zaczną ściągać na nasze mecze.

Nie bez znaczenia są też wyniki, a te ostatnio są silną stroną pana drużyny.

- Gramy ciekawą piłkę i zdobywamy punkty, ale przed nami wciąż jeszcze mnóstwo pracy. Prezentujemy się naprawdę nieźle, ale to nie jest jeszcze maksimum tego, na co stać ten zespół. Z meczu na mecz będziemy coraz silniejsi, a w przyszłym sezonie pokażemy pełnię potencjału, miejmy nadzieję na boiskach pierwszej ligi.

Jakie perspektywy rysują się przed Dolcanem na przyszły sezon?

- Nie chciałbym snuć na razie daleko idących w przyszłość domysłów. Skupiam się na tym, żeby w tym sezonie utrzymać Dolcan na zapleczu ekstraklasy, a co będzie potem zależy już od zarządu. Jeżeli moja praca przypadnie działaczom do gustu, to możemy usiąść do rozmów. Do tego droga jest jeszcze bardzo daleka. Ja mam do wykonania jeszcze swoją misję na tę rundę.

Komentarze (0)