Piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego przełamali strzeleckie problemy w minioną sobotę, kiedy to zdobyli w Wodzisławiu aż 6 bramek, z czego 5 w ciągu 45 minut. Podziałało to dobrze na psychikę łodzian, a dodatkowo koledzy pozazdrościli Marcinowi Mięcielowi, który we wtorek przed pierwszym gwizdkiem otrzymał pamiątkowy melonik za strzelenie hat-tricka Odrze (nazwa hat-trick wzięła się właśnie od tradycji wręczania kapeluszy strzelcom 3 goli w 1 meczu, która zrodziła się kilkadziesiąt lat temu w Anglii). Podobny kapelusz chciał otrzymać zapewne Jakub Kosecki i już po 21 minutach był na najlepszej ku temu drodze, mając na swoim koncie dwa trafienia. Trzeciego nie udało się jednak dołożyć.
Już pierwsza groźna akcja gospodarzy przyniosła gola. Sprzed własnego pola karnego wybił piłkę Mariusz Mowlik, w kole środkowym przedłużył głową Mięciel, a w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości znalazł się Kosecki i otworzył wynik meczu. Dziesięć minut później ten sam zawodnik podwyższył na 2:0. Tym razem sam odebrał futbolówkę Mateuszowi Niechciałowi, przymierzył i Jacek Gorczyca nie miał szans.
Minęło kolejne 10 minut i było już 3:0. Z rzutu rożnego na krótki słupek dośrodkował Bartosz Romańczuk, a strzałem głową piłkę w siatce umieścił Dariusz Kłus.
- Przed meczem nie spodziewaliśmy się, że pójdzie nam tak łatwo i że zaprezentujemy się tak dobrze na tle silnego rywala, jakim jest GKS - stwierdził po meczu Kłus.
Rzeczywiście, łodzianom grało się we wtorek bardzo łatwo. Raz po raz dochodzili oni do dogodnych sytuacji strzeleckich i gdyby potrafili w kilku akcjach postawić kropkę nad "i", wynik mógł być dużo bardziej okazały.
W przeciwieństwie do większości spotkań w rundzie wiosennej, zawodnicy ŁKS-u mogą być tym razem chwaleni za styl. Rozluźnieni wysokim prowadzeniem łodzianie przeprowadzali efektowne akcje, wymieniali dużo podań, a Adrian Woźniczka był nawet bliski zdobycia gola strzałem przewrotką, ale piłka trafiła w poprzeczkę. Swoje okazje zmarnowali w drugiej połowie m.in. Mięciel, Kosecki, Maciej Bykowski i wspomniany już Woźniczka, ale z pewnością z tego występu podopieczni Andrzeja Pyrdoła, jak i sam trener, mogą być zadowoleni.
- Nadal nie jesteśmy FC Barceloną ani Manchesterem United i nigdy nimi nie będziemy, ale było nieźle i pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę - powiedział po meczu Pyrdoł, który jeszcze niedawno odsyłał kibiców i dziennikarzy, spragnionych oglądania futbolu na wysokim poziomie, do transmisji z finału Ligi Mistrzów.
Katowiczanie we wtorek byli dla swoich przeciwników tylko tłem, a momenty, gdy choćby w niewielkim stopniu mogli zagrozić łodzianom, można było policzyć na palcach jednej ręki.
ŁKS czeka teraz na wynik środowego meczu Floty Świnoujście z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza. Jeśli Flota straci punkty, szampany w Łodzi wystrzelą już za kilkanaście godzin. Jeśli tak się jednak nie stanie, świętowanie prawdopodobnie przesunięte zostanie tylko do najbliższego weekendu.
ŁKS Łódź - GKS Katowice 3:0 (3:0)
1:0 - Kosecki 11'
2:0 - Kosecki 21'
3:0 - Kłus 33'
Składy
ŁKS: Wyparło - Klepczarek, Łabędzki, Mowlik, Woźniczka, Kosecki, Kłus, Smoliński (63' Mączyński), Bykowski (78' Kujawa), Romańczuk (71' Kaczmarek), Mięciel.
GKS: Gorczyca - Niechciał (46' Kaliciak), Olkowski, Ryś, Szala, Sokołowski, Cholerzyński (76' Piechniak), Plewnia (46' Chwalibogowski), Goncerz, Dziedzic, Zieliński.
Żółte kartki: Kłus, Kujawa (ŁKS).
Sędzia: Marcin Szrek (Kielce).
Widzów: 4200.