Polonia z honorem chce pożegnać się z ekstraklasą

Polonia Bytom zachowuje jedynie matematyczne szanse na utrzymanie w ekstraklasie. W środę śląska drużyna doznała czwartej z rzędu porażki i tylko cud może uratować niebiesko-czerwonych przed degradacją do I ligi.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Porażki z Cracovią, Górnikiem, Arką i Lechem były kolejnymi gwoździami do pierwszoligowej trumny Polonii Bytom. O ile w finalnym rozdaniu przy Łazienkowskiej nie wydarzy się cud, to wieko przyjdzie zamknąć zawodnikom Legii Warszawa, z którą bytomianie rozegrają najprawdopodobniej ostatni, przynajmniej w ciągu najbliższego półtora roku, mecz w ekstraklasie.

Po porażce z Kolejorzem nastroje przy Olimpijskiej są minorowe. - Jesteśmy w bardzo trudnej, jeżeli nie katastrofalnej sytuacji. Czeka nas jeszcze mecz na Legii. Jakieś tam szanse są i będziemy walczyć do końca, bo naszym kibicom się to należy - zapewnia Marcin Radzewicz, pomocnik Polonii. - Przez cztery lata graliśmy w ekstraklasie i kibice byli zawsze z nami. Właśnie dla nich chcemy zagrać dobry mecz w Warszawie i nawet jeżeli przyjdzie nam opuścić ekstraklasę, to z wysoko podniesionym czołem - dodaje lider bytomskiej drużyny.

W grze Polonii jedynie fragmentami było widać efekt nowej miotły, po tym jak dzień przed meczem z Lechem Roberta Góralczyka na fotelu trenera zmienił Dariusz Fornalak. - Trener nie miał zbyt wiele czasu, żeby cokolwiek w naszej grze zmienić. Próbował za to wzbudzić w nas trochę agresji i widać, że mu się to udało, bo zostawiliśmy całe zdrowie na boisku. Mimo niekorzystnego rezultatu, z boiska schodziliśmy z honorem - przekonuje Łukasz Tymiński, pomocnik śląskiej drużyny.

Wiosna w Bytomiu do najłatwiejszych nie należała. - Cały czas szło nam pod górkę. Nie tylko jeżeli chodzi o boisko, ale także organizację klubu. Nie jest tajemnicą, że klub nie wywiązuje się na czas z kontraktowych zobowiązań. Walczyliśmy, żeby ugrać dobry wynik z Lechem, potem zdobyć punkty na Legii i się utrzymać, ale czegoś nam zabrakło - kiwa głową Radzewicz.

Środowa porażka spadła na karb nowego-starego szkoleniowca niebiesko-czerwonych. - Odpowiedzialność za wynik biorę na siebie. Jestem trenerem tej drużyny i bez względu na to, jak długo z nią pracuję, będę rozliczany z wyników - wskazuje Fornalak. - Klub zwrócił się do mnie z prośbą, abym pomógł mu w trudnym momencie i to chcę zrobić. Nie wiem czy to coś zmieni, ale chcę temu klubowi coś z siebie dać. Czasu jest za mało, żeby zmieniać taktykę i przyswajać zawodnikom nowe warianty, dlatego będziemy bazować na tym co jest. Jedyne co mogę, to wpłynąć na mentalność tej drużyny. Wynik meczu z Lechem pokazuje, że nie do końca mi się to udało - posypuje głowę popiołem trener bytomskiej drużyny.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×