Jeżeli będzie dobra oferta, to dlaczego mam nie odejść? - rozmowa z Mladenem Kascelanem, pomocnikiem Jagiellonii

Mladen Kascelan wiosną nie znajdował uznania w oczach trenera Michała Probierza i był zwykle rezerwowym. W ostatniej kolejce sezonu zagrał jednak od początku, a jego grze przyglądali się wysłannicy angielskich klubów.

Tomasz Kozioł: Zagrasz jeszcze w Jagiellonii?

Mladen Kascelan (pomocnik Jagiellonii Białystok): Nie wiem. Życie jest takie, że nie można pewnych rzeczy planować. Prowadzimy z kilkoma klubami rozmowy i jeżeli będzie korzystna oferta zarówno dla mnie, jaki i Jagiellonii, to dlaczego mam nie odejść?

Na trybunach, w trakcie meczu Jagiellonii z Ruchem, siedzieli wysłannicy Leicesteru City i Nottingham Forest. Myślisz, że dobrze zaprezentowałeś się przed Anglikami?

- (chwila ciszy) Nie chcę na razie się w tym temacie wypowiadać.

Jak ocenisz miniony sezon w wykonaniu Jagiellonii?

- Był bez wątpienia udany. Jestem dumny z zespołu, całego sztabu szkoleniowego, że drugi rok z rzędu udało się nam zakwalifikować do europejskich pucharów. Możemy mówić w lewo i prawo, że zabrakło nam mistrzostwa Polski, ale prawda jest taka, że jesteśmy za plecami takich gigantów polskiej piłki, jak Lech, Legia i Wisła. Dlatego z tego wyniku jestem bardzo zadowolony.

W przerwie zimowej do zespołu trafiło dwóch twoich rodaków - Ermin Seratlić i Luka Pejović. Jak oni się czują w Polsce?

- Codziennie jestem z nimi i widzę, że Luka i Ermin znakomicie zaaklimatyzowali się w Białymstoku, mam takie wrażenie, że czują się tutaj, jakby się w Białymstoku urodzili. Obaj na nic nie narzekają.

Już 30. czerwca pierwszy mecz Jagiellonii w europejskich pucharach. Gdzie chcielibyście pojechać, Albania może?

- Nie życzyłbym sobie Albanii. Wystarczy, że w sierpniu zagramy tam z reprezentacją. Niech ten pierwszy mecz będzie z zespołem z San Marino. Wtedy dużo łatwiej będzie nam nabrać pewności siebie. Trudno mówić jednak, która drużyna będzie lepsza, a która słabsza. W europejskich rozgrywkach nie ma przypadkowych zespołów.

Przed Czarnogórą eliminacje do mistrzostw Europy. Powalczycie o awans?

- Oczywiście. Nie wyjdziemy przecież, po to, aby się poddać. Mamy u siebie mecz z Bułgarią, który zadecyduje o tym, kto zajmie pierwsze lub drugie miejsce w grupie. Bułgaria będzie osłabiona, bo nie zagra Berbatov, a także najprawdopodobniej zabraknie braci Petrov. Jeden z nich już zrezygnował z gry w reprezentacji, a drugi wciąż się waha. Dla nas jest to dodatkowy plus. Na pewno na tym meczu stadion będzie pękał w szwach, a jeśli wygramy, to będziemy na 90 proc. na Euro.

Jesteś człowiekiem z Bałkanów, a tam kibicuje się bardzo żywiołowo. Podobają ci się ciche trybuny?

- Oczywiście, że nie. Czułem się jakbym grał dla pięciu ludzi. Tak się czułem czasami w Serbii i Czarnogórze, na jakichś meczach niższych lig. Tutaj przyjdzie sześć tysięcy, ale nie kibicują. Nie będę już wnikał w szczegóły, ale nie jest przyjemnie grać. W drugiej połowie meczu z Ruchem, gdy pojawił się doping, dostałem więcej energii. Nie grałem ostatnio paru meczów, a ten doping mnie poniósł. Był to dla mnie zastrzyk adrenaliny.

Komentarze (0)