Anna Soboń: Nie tak miał wyglądać mecz z ŁKS Łódź. Celem minimum był jeden punkt i w przypadku korzystnych wyników już pewne utrzymanie w lidze.
Michał Trzeciakiewicz: Zdecydowanie nie taki scenariusz sobie założyliśmy. Chcieliśmy zdobyć chociaż punkt i przy dobrych dla nas rezultatach mieć na kolejkę przed końcem sezonu pewne utrzymanie.
W zasadzie wszystkie zespoły zagrały "pod KSZO" i ten punkt z ŁKS by wszystko zmienił.
- Tak, wyniki rzeczywiście ułożyły się pod nas i wystarczył nam remis. Pierwsza połowa nie wyglądała źle - druga do tej feralnej minuty i straty bramki również nie wyglądała najgorzej. Ale niestety, strzeliliśmy sobie bramkę samobójczą. Przedłużyłem piłkę, ta odbiła się od Radka Kardasa i wpadła do naszej bramki. Ale to jeszcze nic straconego, bo został nam jeszcze jeden mecz w Nowym Sączu i w nim musimy walczyć o ten cenny jeden punkt.
Niestety już bez ciebie.
- Tak, otrzymałem żółtą kartkę i muszę pauzować w tym ostatnim spotkaniu. Cóż zrobić. Staram się dawać z siebie na boisku jak najwięcej i czasem ta walka o piłkę okupiona jest kartką - taki los obrońcy. Jak trzeba zatrzymać zawodnika, to go zatrzymuję i nie myślę o konsekwencjach.
Kilka twoich interwencji, tych, po których otrzymałeś kartki, było na wagę złota. Przykładem może być choćby zatrzymanie wychodzącego na czystą pozycję piłkarza Podbeskidzia w Bielsku-Białej. Otrzymałeś wprawdzie za to zagranie czerwoną kartkę, ale warto było.
- Cieszę się, że mogłem pomóc drużynie, bo dobro zespołu jest najważniejsze. Wiadomo, że nigdy nie jest fajnie jak osłabia się zespół, ale czasami tak sędzia zadecyduje i nie ma dyskusji. Od tego jestem na boisku. Gram na takiej pozycji, że często te starcia okupione są kartkami. Jednak jestem typem zawodnika, który nieważne z kim walczy - zawsze do końca. Nie ma mowy o jakimkolwiek odpuszczaniu przeciwnikowi.
Ciężko się gra z zawodnikami już ekstraklasowymi?
- Cóż mogę powiedzieć? Dla mnie to mecz i rywal jak każdy inny i nie ma znaczenia czy dzieli nas klasa rozgrywkowa. Na pewno u nas jest większa presja, bo my ciągle o coś walczymy, natomiast ŁKS przyjechał do Ostrowca na luzie, spokojnie dokończyć sezon. Chcieliśmy zdobyć chociaż punkt, ale niestety nie udało się. Nie podlegało dyskusji, ze są to bardzo dobrzy piłkarsko zawodnicy i fajnie operowali piłką, mieli przećwiczone swoje schematy, po których groźnie było pod naszą bramką, ale na boisku się o tym nie myśli, że to już zespół z najwyższej ligi.
Teraz przed KSZO bardzo ciężki mecz z Sandecją, który zadecyduje o losie zespołu.
- Z tego co rozmawiałem z chłopakami, to czeka KSZO bardzo trudna potyczka. Podobno jeszcze nigdy w Nowym Sączu nie zdobyliśmy punktów, jednak trzeba walczyć o przełamanie, jak to miało miejsce w Katowicach. Tam się przełamaliśmy, więc nie rozumiem dlaczego część osób już skazuje nas na porażkę w Nowym Sączu. Trzeba wierzyć, że chłopakom uda się tam przynajmniej zremisować i utrzymać klub w I lidze.
Po sytuacji z Mateuszem Mąką, który musiał opuścić plac gry w karetce, gdzieś w podświadomości był strach przed główkowaniem?
- To była straszna sytuacja. Nawet tam nie podchodziłem, bo po minach kolegów, którzy byli bliżej, widziałem, że nie jest dobrze. Oby nie miało to większego wpływu na jego zdrowie, bo to bardzo pożyteczny i ambitny młody zawodnik. Wierze, że szybko wróci do zdrowia. Ciężko jednoznacznie stwierdzić czy rzeczywiście coś siedziało w podświadomości, bo każdy z nas jest inny. Ja koncentrowałem się na jak najlepszej grze i nie rozpamiętywałem tej sytuacji. Mateusz był w dobrych rękach, więc mogliśmy spokojnie dokończyć mecz, szkoda, że bez punktów.
Sezon dla ciebie już się skończył, wiec zdradź jakie masz plany na wypoczynek?
- Wracam do domu. Jestem z Olsztyna, więc Warmia i Mazury. To piękne okolice i tam spędzę urlop z najbliższą rodziną. Odkąd jestem szczęśliwym małżonkiem, to są obowiązki najpierw do jednej rodziny, później do drugiej, więc czas będzie zajęty.
Kontrakt z KSZO masz ważny do końca czerwca 2011 roku - co w takim razie dalej z Michałem Trzeciakiewiczem?
- Póki co moja piłkarska przyszłość nie jest znana. Zobaczymy niebawem.