W końcówce sezonu brakuje nam stawki - rozmowa z Piotrem Reissem, napastnikiem Warty Poznań

Domowa porażka z Kolejarzem Stróże to jak dotąd największa wpadka Warty w rundzie wiosennej. Poznaniacy polegli 1:3, prezentując dodatkowo kiepską grę. Przyczyn takiego stanu rzeczy szukał w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Piotr Reiss.

Szymon Mierzyński: Gdzie szukać powodów porażki, której tak naprawdę nikt się nie spodziewał?

Piotr Reiss: Myślę, że tym razem w naszym zespole nie było ani jednej indywidualności. Każdy zagrał poniżej oczekiwań. Nie było zarówno gry kolektywnej, jak i jednostek, które wzięłyby na siebie odpowiedzialność za wynik.

Czego zatem zabrakło, zwłaszcza w porównaniu do poprzednich meczów?

- Mam nadzieję, że porażka nie wynikła z nadmiernego rozluźnienia spowodowanego tym, że mamy już pewne utrzymanie. Profesjonaliści muszą być gotowi do gry na odpowiednim poziomie w każdej chwili, bez względu na stawkę. Nie można poddać się bez walki.

Gonienie wyniku przerabialiście już kilka razy. Tym razem zabrakło jednak sytuacji, które mogłyby dać bramki na wagę zdobyczy punktowej.

- Zeszło z nas powietrze. Jeśli chodzi o drugą połowę, to mieliśmy określone założenia, tymczasem na boisku biliśmy głową w mur. Musimy nauczyć się ataku pozycyjnego, bo niemal każdy kto przyjedzie do Poznania, będzie grał z kontry.

Kolejarz wprawdzie często kontratakował, ale nie można powiedzieć, by przyjął defensywny styl. Goście zagrali odważnie...

- Nie do końca się tego spodziewaliśmy. Ekipa ze Stróż zauważyła po prostu naszą nieudolność i przeszła do ofensywy. To przyniosło jej dwa gole. My w tym momencie trochę przestaliśmy wierzyć w korzystny rezultat. Efektem był obraz drugiej połowy, w której zagraliśmy fatalnie, nie stwarzając praktycznie żadnych sytuacji strzeleckich. Szkoda, bo występowaliśmy u siebie i to nie powinno tak wyglądać.

Czy pana zdaniem sędzia słusznie podyktował rzut karny? Z perspektywy trybun wydawało się, że faul Witolda Cichego na Zbigniewie Zakrzewskim nie był aż tak ewidentny...

- Nie skupiłem wzroku na tej sytuacji, bo koncentrowałem się na dokładnym podaniu. Co do samego faulu, to sądzę, że gdyby został popełniony w środku pola, to sędzia odgwizdałby go bez wahania. A środkowa strefa to taki sam fragment boiska jak pole karne, mimo że arbitrzy czasem boją się podjąć odważną decyzję i wskazać na "wapno". Faul to faul. Gdy ma miejsce, to trzeba go odgwizdać. "Zaki" był przytrzymywany przez obrońcę, to nie ulega wątpliwości.

Pomimo ogromnego marazmu w poczynaniach Warty, był jeden moment, w którym pojawiła się szansa na uniknięcie porażki. Tuż po wykorzystanym przez pana rzucie karnym Łukasz Jasiński trafił w poprzeczkę. Gdyby uderzył nieco niżej, to błyskawicznie z wyniku 0:3 zrobiłoby się 2:3. Wtedy chyba ruszylibyście zdecydowanie do przodu?

- Na pewno końcówka byłaby emocjonująca i może nawet udałoby się wyrównać. Co by jednak nie powiedzieć, pierwszy gol dla nas padł zbyt późno. Gdyby to nastąpiło na początku drugiej połowy, to szanse byłyby z pewnością większe. Poza tym szarpnięcie w końcówce nie może zaciemnić ogólnego obrazu gry. To był jeden z najsłabszych występów Warty w rundzie wiosennej.

W sobotę zabrakło wam szczęścia, które dopisało w pojedynkach z MKS Kluczbork i Ruchem Radzionków. Wtedy gra była co najwyżej przeciętna, ale na wasze konto wędrowały komplety punktów.

- Jeśli chodzi o wyjazd do Radzionkowa, to kiepsko szło nam tylko przed przerwą. W drugiej połowie graliśmy już solidnie i długo utrzymywaliśmy się przy piłce. Przebieg tych meczów miał wpływ na wynik starcia z Kolejarzem. Byliśmy zbyt spokojni, za łatwo uwierzyliśmy, że prędzej czy później zdobędziemy bramki. Tymczasem powinniśmy być bardziej agresywni i zaatakować od początku.

Czy w przypadku dobrego rezultatu z Kolejarzem szczęścia nie byłoby za dużo?

- Nie zgodzę się z taką tezą. Pamiętam, że jesienią bywały mecze, w których prezentowaliśmy się całkiem nieźle, a przegrywaliśmy jedną bramką, która niejednokrotnie padała w końcówce.

Nie jest tak, że w ostatniej fazie sezonu trochę lekceważycie rywali?

- Gdy nie byliśmy jeszcze pewni utrzymania, graliśmy zupełnie inaczej, z większym zaangażowaniem. To było szczególnie widoczne w meczach u siebie. Teraz nie da się ukryć, że brakuje stawki - tak przynajmniej ja to odczuwam. Są jeszcze inne aspekty. Ostatnio mamy trochę problemów z treningami. Zajęcia nie odbywają się przy Drodze Dębińskiej, gdyż tamtejsza murawa jest w remoncie. Dlatego bardziej skupiamy się na tym, by kosztem ćwiczeń typowo piłkarskich utrzymać odpowiednią formę fizyczną. Mam nadzieję, że gdy prace w "ogródku" dobiegną końca, to znajdzie to odzwierciedlenie również w naszej grze.

Jaka będzie pańska przyszłość? Jest już propozycja przedłużenia umowy z Wartą?

- Na razie koncentruję się na tym, by dokończyć sezon. Trudno powiedzieć co będzie dalej. Czuję się dobrze. Zdrowie mi dopisuje i mam nadzieję, że to się nie zmieni.

Źródło artykułu: