Właśnie dwie przepiękne akcje gracza rodem z Afryki zadecydowały o sukcesie Zawiszy. Najpierw po jego rajdzie w polu karnym i faulu sędzia wskazał na jedenastkę, a później sam zawodnik piekielnie mocnym strzałem z ostrego kąta nie dał żadnych szans bramkarzowi Czarnych. I pomyśleć, że takiego zawodnika w przerwie zimowej chciał klub tylko z II ligi. Wcześniej przez pół roku grał tylko...w szóstkach piłkarskich. - Przy rzucie karnym udało mi się minąć obrońcę gości, bowiem rywal był prawonożny i łatwiej było go okręcić zwodem. Przy swojej bramce od razu chciałem mocno uderzyć przy słupku i się udało.
Mało kto wie, że kilka lat temu Nigeryjczyk grał już w Bydgoszczy. Było to w 2006 roku, kiedy w dawnej II lidze występował przeniesiony Kujawiak/Hydrubudowa, wówczas przemalowany na Zawiszę SA. Sam piłkarz na dodatek od kilku lat mieszka w Bydgoszczy, a jego żoną jest rodowita bydgoszczanka. - Pamiętam także swoją grę w barwach tego zespołu. Wówczas byliśmy blisko awansu do Ekstraklasy, ale klub wycofano z rozgrywek w połowie sezonu. Były tam różne nieciekawe rzeczy i nie chce do nich wracać - tłumaczy Imeh.
- Jestem jednak teraz bardzo dumny, że wróciłem i osiągnąłem awans z prawdziwym Zawiszą - dodał. - Szkoda, że dopiero w ostatnim spotkaniu, bo mogliśmy już się cieszyć po meczu z Turem Turek. Musieliśmy jednak poczekać do ostatniej kolejki. Było niezwykle ciężko sięgnąć po ostateczny sukces. W pierwszej połowie meczu z Czarnymi mieliśmy trzy sytuacje, w tym moja poprzeczka i żadna z nich nie została wykorzystana. Tymczasem rywala zrobili jedną akcję i strzelili bramkę. Po tym zdarzeniu musieliśmy wykrzesać w sobie więcej motywacji i sił, aby zabiegać przeciwników - zakończył.