Marcin Ziach: Przed rundą wiosenną zapewniałeś, że GKS stać będzie na miejsce w czołówce. Musicie przełknąć jednak gorzką pigułkę.
Tomasz Sokołowski: Wydawało się, że piąte miejsce było jak najbardziej w naszym zasięgu i w pewnym momencie rzeczywiście byliśmy od niego o krok. Zajmowaliśmy wtedy bodaj siódme miejsce, a układ gier pozwalał nam wierzyć, że miejsce w czołówce jest w naszym zasięgu. Nie stało się tak i bardzo nad tym ubolewam. Trzeba jednak iść dalej i nie oglądać się za siebie. Mamy świadomość błędów, jakie popełniamy i z mozołem idziemy do przodu. Jeszcze trochę czasu do startu przyszłego sezonu, w którym mamy walczyć o awans zostało i do pierwszego meczu musimy wszystkie braki wyeliminować.
Wiosna w wykonaniu Gieksy była dziwna. Najpierw zespół notuje passę ośmiu meczów bez porażki, a potem sezon kończy czterema porażkami z rzędu.
- Nasza gra w rundzie wiosennej wyglądała dużo lepiej niż jesienią. Wreszcie dochodziliśmy do sytuacji, ale zawodziło wykończenie akcji. Wydaje mi się, że brakowało nam trochę cwaniactwa, które pozwoliłoby nam zdobyć więcej punktów. Było kilka meczów, w których kontrolowaliśmy przebieg spotkania, strzelaliśmy bramkę i w nasze szeregi wdzierał się chaos na niemalże każdej pozycji. Z drugiej strony potrafimy nie przegrać ośmiu spotkań, by kolejkę czy dwie później przegrać różnicą trzech bramek. Na pewno widać w naszej grze poprawę jakości, ale musimy jeszcze popracować nad tym, żeby nie powielać tych samych błędów i odpowiednio do meczów podchodzić mentalnie. Jestem przekonany, że GKS w tym składzie stać, żeby powalczyć o awans i to nie puste słowa.
Po sezonie z klubem pożegnał się trener Wojciech Stawowy. Pracowałeś z tym szkoleniowcem w Arce Gdynia i w Gieksie. Jakieś alegorie co do gry obu tych zespołów zauważasz?
- W GKS-ie jest kilku młodych chłopaków, przed którymi wciąż dużo pracy, ale mają duży potencjał. W Arce było więcej zawodników ukształtowanych. Z takimi zawodnikami na pewno łatwiej się pracuje, bo szybciej pewne rzeczy sobie przyswajają. Na pewno po czasie spędzonym przez trenera Stawowego w Katowicach pewne podobieństwa z gry było widać. Choć w Gdyni graliśmy trochę innym systemem, to gra także opierała się na długim utrzymywaniu się przy piłce i stwarzaniu akcji po ataku pozycyjnym. Nasza drużyna dopiero się tworzy. Tych młodych chłopaków trzeba szlifować i poddawać próbom, które są im potrzebne. Muszą nauczyć się grać pod presją, bo tylko to pozwala nawet w trudnych sytuacjach utrzymać formę na dobrym poziomie, a to w piłce jest podstawą.
Ciśnienie wokół klubu w ostatnich tygodniach było bardzo odczuwalne?
- Na pewno dało się tę gęstniejącą atmosferę odczuć. Być może w szatni nie było na ten temat jakichś specjalnych rozmów, ale każdy z nas miał świadomość, że ta presja będzie rosła. Każdy zawodnik ma swoją psychikę i w inny sposób pewne sytuacje odbiera. Wielu chłopców na pewno wierzyło w ten zespół i w warsztat trenera Stawowego i nikt nie chciał, żeby stracił on posadę. Stało się inaczej i nie nam to oceniać, czym kierowali się działacze. Musimy teraz wykorzystać okres przerwy w rozgrywkach, żeby odetchnąć i złapać drugi oddech przed ważnym dla nas sezonem. Czeka nas wielkie wyzwanie, ale każdy z nas patrzy na to z nadzieją i wiarą, że do ekstraklasy awansujemy. Ja również w to wierzę.
Czasu na odpoczynek nie macie zbyt wiele. Przerwa w treningach potrwa raptem dwa tygodnie.
- Nie jest to zbyt dużo czasu, ale myślę, że powinno wystarczyć na to, żeby naładować akumulatory. Po sobie wiem, że po dziesięciu dniach przerwy zaczyna mnie nosić i już zaczynam trening indywidualny. Nie lubię zwłaszcza przerwy między rundą jesienną a wiosenną. Tracę wtedy dużo ze swojej wydolności, choć do zajęć podchodzę w pełni profesjonalnie. Mimo wszystko nie jest to ten sam wysiłek co mecz. Dwa tygodnie powinny pozwolić nam złapać głębszy oddech, nie tracąc przy tym tych aspektów, które potem trzeba żmudnie nadrabiać na treningach.
O awans w przyszłym sezonie będzie niezwykle trudno. Na zapleczu ekstraklasy ustawił się mały peleton drużyn ostrzących sobie zęby na batalię o wejście do elity.
- Rzeczywiście ten sezon zapowiada się wyjątkowo ciężko, ale i ciekawie. Podbeskidzie, które weszło do ekstraklasy do awansu aspirowało cztery lata. GKS będzie mierzył w awans drugi sezon z rzędu, choć nie wiem czy w tym sezonie mieliśmy już na tyle solidny fundament, żeby o aspiracjach sięgających awansu do ekstraklasy mówić. Zresztą życie te plany zweryfikowało niezwykle brutalnie. Nie ujmuje to jednak naszej wierze w to, że tym razem cel osiągniemy.
W czym pokładasz nadzieje, że przyszły sezon będzie właśnie przełomowy?
- Mamy silny fundament ku temu, żeby się w tej lidze liczyć. W naszej grze nie ma przypadku, bo nawet jak przegrywamy, to mamy swój styl. Gram w piłkę już kilka dobrych lat i nie zgodzę się z głosami krytyki, które mówią, że GKS gra bezładnie i tylko kopie piłkę. Ja w naszej grze nie widzę kopania. I na tym opieram swoją wiarę w to, że nasza drużyna może na poważnie włączyć się do walki o awans. Pracujemy ze sobą na każdym treningu i z każdym treningiem rozumiemy się coraz lepiej.
Co w tej walce będzie najważniejszym argumentem?
- Dużo będzie też zależało od kolektywu na boisku, ale też od umiejętności indywidualnych. Mamy zespół, który potrafi grać w piłkę. W naszej grze często decydują jednak niuanse. Stwarzamy sobie mnóstwo sytuacji, których nie potrafimy wykorzystać. Naszym mankamentem w minionym sezonie był brak ostatniego podania i problem ze wykańczaniem akcji. Zazwyczaj działo się tak, że musieliśmy gonić wynik i to potem na naszej postawie odbijało się negatywnie, bo pewność siebie ustępowała miejsca nerwowości.
Arka Gdynia to zespół, który w tym sezonie może włączyć się do walki o powrót do ekstraklasy?
- Ciężko powiedzieć na co będzie stać Arkę. Nie wydaje mi się, żeby obcokrajowcy, którzy w głównej mierze tworzyli ten zespół zostali w Gdyni, a jeżeli odejdą, to drużyna będzie najprawdopodobniej budowana na fundamencie młodych chłopaków. Zawodnicy, na których wcześniej chuchano i dmuchano, a wszelkie błędy tuszowano i zwalano na karb młodości będą teraz musieli stanowić o sile tej drużyny. To na pewno problem, bo każdej drużynie potrzebni są zawodnicy doświadczeni, którzy będą w stanie wziąć na swoje barki ciężar gry zwłaszcza wtedy, kiedy drużynie nie idzie.
Mieszanka rutyny z młodością na przykładzie GKS pokazała, że też nie zawsze musi to wypalić.
- Przez cały czas jesteśmy na etapie zgrywania się i tworzenia drużyny. Gramy ze sobą raptem kilka miesięcy i to wszystko musi się dotrzeć. Na pewno nie jest tak, że starsi zawodnicy w jakimś stopniu odstają od młodszych chłopaków. Pod tym względem nie mamy się czego wstydzić, co widać nie tylko na treningach, ale i pod prysznicem (śmiech).
Gra w piłkę po "trzydziestce" dalej sprawia taką radość jak wcześniej, czy przechodzi to w rutynę?
- Ten sport pozwala z każdego wykrzesać dodatkowe emocje. Jesteśmy zawodnikami na dorobku, ale każdy z nas chce coś jeszcze w swojej przygodzie z piłką osiągnąć. Świetnie by było móc wywalczyć w tym sezonie awans i raz jeszcze przypomnieć się kibicom na boiskach ekstraklasy. Każdy z nas smakował już gry w tej klasie rozgrywkowej i wie, jakie to uczucie. Tym bardziej zależy nam na tym, żeby do ekstraklasy wrócić. Najlepiej w barwach GKS.