Mateusz Lis: Dlaczego zdecydował się pan na zakończenie kariery zawodniczej?
Bogdan Jóźwiak: Ponieważ kiedyś trzeba skończyć, a uważam, że dla mnie jest to najodpowiedniejszy moment i pora zająć się czymś innym. Jeżeli w przyszłości chcę być związany z piłką nożną i być trenerem, albo pełnić jakąś inną funkcję to jest to najlepszy czas. Nie chciałem przedłużać tego na siłę.
W swojej karierze grał pan w wielu klubach. Który z klubów będzie najlepiej wspominany?
- Każdy zespół będę wspominał na pewno dobrze. Jednak najmilej będę wspominał Widzew Łódź ponieważ jest to wielki klub i sama nazwa robi wrażenie.
A jak pan wspomina sezon spędzony w lidze izraelskiej?
- Bardzo fajna przygoda. Byłem tam rok, nie mogłem zostać dużej. Tęsknota za Polską i awans do I ligi zadecydowały o tym, że wróciłem do kraju.
Ma pan na swoim koncie rozegranych 165 spotkań i zdobytych 12 bramek w ekstraklasie, jeden sezon spędzony poza granicami kraju. Uważa pan, że kariera obrała optymalny, najlepszy z możliwych przebieg?
- Optymalny raczej nie. W paru punktach dokonałem złych wyborów, ale to tak jak w życiu bywa. Nie narzekam jednak. Jakby ktoś mi powiedział, gdy w wieku 17 lat zaczynałem grę w Płocku w trzeciej lidze, że będę w tylu klubach, będę miał tyle miłych wspomnień to bym nie uwierzył.
A jakby mógł pan cofnąć czas to co by zostało zmienione?
- Nie lubię cofać czasu. Jestem zadowolony, że wszystkiego co w życiu robiłem. Nie mam czego żałować. Nigdy się nie cofam, zawsze patrzę w przód.
Mimo zakończenia kariery zawodniczej nie zrywa pan z piłką nożną. Czemu?
- Uważam, że każdy w życiu powinien robić to co lubi i na czym się zna najlepiej. Ja lubię piłkę i sądzę, że na piłce ze wszystkich dziedzin znam się najlepiej. Dlatego będę chciał być związany z futbolem.
Na razie jest pan asystentem trenera Pisza, czy to oznacza, że następnym krokiem za kilka lat, a może wcześniej będzie samodzielne trenowanie drużyny?
- Na pewno kiedyś będę chciał samodzielnie prowadzić zespół jak najwyżej. Na razie jest to jednak bardzo odległa przyszłość. Chętnie będę się uczył właśnie między innymi u trenera Pisza, ponieważ można się od niego dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy i podszkolić swój warsztat pracy.
Czemu zdecydował się pan na współpracę z Pelikanem?
- Przede wszystkim dostałem ofertę od trenera Pisza, czy nie zostałbym jego asystentem. Uważam, że bardzo dobrze jest zaczynać w klubie gdzie znam chłopaków, znam ich dobre i słabe strony. Sądzę, że w tym momencie jest to optymalny wybór.
A nie obawia się pan, że mogą zostać dokonane subiektywne oceny? W końcu z niektórymi z zawodników zna się pan od dawna.
- Na pewno można się tego obawiać. Na pewno jak zna się kogoś parę lat to może być ocena inna, ale zmieniając zawód piłkarza na trenera muszę wybierać to co jest najlepsze dla mnie jako dla szkoleniowca. Moja ocena musi być sprawiedliwa i obiektywna.
Z pewnością poznał już pan smak prowadzenia drużyny jako trener. Czy wydaje się to być trudnym kawałkiem chleba, trudniejszym od grania w drużynie?
- Na boisku wszystko wygląda inaczej niż na ławce rezerwowych. To jest całkiem co innego. Na ławce człowiek się denerwuje i szuka innych rozwiązań. Z boku wygląda to zupełnie inaczej. Na boisku człowiek w ferworze walki popełnia błędy, nieraz wydaje się, że tak proste, że aż niemożliwe.
Postawił Pan sobie jakieś cel na początku kariery trenerskiej?
- Może cel nie, ale chciałbym jako trener osiągnąć więcej niż jako zawodnik. Jeżeli to się spełni to będę bardzo zadowolony.