W minionym sezonie Mariusz Magiera był jedynym graczem Górnika i jednym z nielicznych zawodników piłkarskiej ekstraklasy, który rozegrał wszystkie spotkania ligowe w pełnym wymiarze czasowym. Występ od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego 27-letni obrońca zaliczył też na inaugurację rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy we Wrocławiu. Dobra passa została przerwana dopiero w meczu z Widzewem Łódź.
W 43. minucie spotkania lewy defensor Górnika popędził z piłką lewym skrzydłem i po zagraniu w pole karne Widzewa upadł na murawę. Z boiska został zniesiony na noszach i na plac gry już nie wrócił, będąc zmienionym przez Marcina Wodeckiego. Po końcowym gwizdku sędziego popularny "Magik" schodził do szatni z lodowym okładem na lewej nodze. - Naciągnąłem "dwójkę". Ciężko powiedzieć, czy uraz jest poważny, bo nigdy wcześniej się z nim nie zmagałem. Bolało tak mocno, że musiałem opuścić boisko - powiedział naszemu portalowi gracz Trójkolorowych.
Nieco więcej do powiedzenia miał klubowy fizjoterapeuta Włodzimierz Duś. - Mariusz naciągnął przyczep mięśnia dwugłowego. To uraz bolesny, ale zazwyczaj szybko dochodzi się po nim do pełni sił. W sobotę przejdzie szczegółowe badania i będziemy wiedzieć więcej. Gorzej byłoby, gdyby okazało się, że przyczep jest naderwany. Wtedy przerwa mogłaby trwać 4-6 tygodni - wyjaśnia członek sztabu medycznego klubu z Roosevelta.